sobota, 31 grudnia 2016

Jak to się zaczęło? Czyli od Atari do Macbooka cz. 4 - Pierwszy Blaszak PC

Pierwszy blaszak PC

Koniec lat 90 i początek nowego wieku, jak napisałem w poprzedniej części, to w moim życiu okres gdzie zawsze znalazł się jakiś inny pomysł na ulokowanie własnych pieniędzy niż komputer, bo zawsze znalazł się jakiś „pod ręką”, więc pierwszym komputerem jaki „stworzyłem”, czyli wybrałem jego specyfikację, był nie moim komputerem. Komputer składałem dla ówczesnej mojej dziewczyny, która rozpoczęła studia i jej rodzice stwierdzili, że czasy tego wymagają żeby sprawnie posługiwać się komputerem, a żeby go poznać i sprawnie się nim posługiwać w życiu codziennym, to najlepszym rozwiązaniem będzie kupno komputera. Ponieważ opisy specyfikacji komputerów, te wszystkie cyferki i oznaczenia ze sklepowych gazetek, stanowiły pewnego rodzaju „czarną magię” i dla mojej dziewczyny, a tym bardziej dla jej rodziców, zostałem poproszony o pomoc w tej kwestii. 



Przykładowa gazetka z tamtego okresu z poszczególnymi elementami do zbudowania własnego zestawu:






Komputer „zaprojektowałem” uwzględniaj wszystkie możliwe wtedy multimedia. Nie tworzyłem go z myślą o super wydajności, czy wąskiej specjalizacji, a raczej z nastawieniem na wszechstronność i uniwersalność w każdej dziedzinie.



Na zestaw komputerowy składał się:



- Procesor AMD Duron 1000Mhz


- pamięć DDR 128 MB/PC266 

- Grafika GeForce2 MX400 64MB (TV-OUT)
- Dysk Seagate ATA100 - 40 GB (w wyjmowanej kieszeni)
- Napęd DVD firmy LG
- Nagrywarka CD-RW 16/10/40


Znalazłem nawet rachunek i kartę gwarancyjną z pełną specyfikacją tego komputera. 










Wszystko oczywiście w standardowej wtedy obudowie Codegen, i dodatkowo Skaner LG, DrukarkaHP DJ845C, Monitor 17” CRT SAMSUNG Samtron, oczywiście klawiatura myszka i głośniki.

Choć nie był to oczywiście topowy zestaw, lecz bardziej „maksimum możliwości bez utraty wydajności”, gdyż już wtedy w ofercie były i AMD Athlony XP 1800 i Intel Pentium 4 1,8GHz lecz same procesory kosztowały wtedy grubo ponad 1/4 tego zestawu, a ten zestaw kosztował całkiem niebagatelną wtedy kwotę (rok 2002) – 4279 zł. 


Była to maszyna, która miała służyć jako multimedialny kombajn i platforma do edukacji w kwestii obsługi komputera i poznania systemu (w tym przypadku był to Windows 98). Nie pamiętam już dziś, czy całość wybranych do zestawu elementów, była już skonfigurowana i gotowa do użycia po wyjęciu z pudełka, czy przez ten żmudny proces „wgrywania” sterowników i dodawania sprzętu w systemie musiałem przebrnąć sam.

Do zestawu włączony został również modem, aby można było poznać również „Co to jest ten Internet”. W tym czasie dostęp do internetu w domu to było raczej coś niezwykłego.

Głównym źródłem Internetu były wtedy kafejki internetowe, które nawet w tak mały mieście jak moje, wyrastały w tym okresie jak grzyby po deszczu. Jedna z pierwszych które pamiętam, znajdowała się właśnie w sklepie, w który wspomniany zestaw komputerowy został zakupiony (zresztą sklep jako jeden z niewielu które przetrwały w mieście działa do dziś). Pamiętam że „na internet” chodziłem również do biblioteki, która choć miała dostęp bezpłatny, to jednak ilość stanowisk i ilość chętnych powodował, że jednak częściej wybierałem opcję płatną :)

Internet w domu (mojej dziewczyny, gdyż tam stacjonował oczywiście złożony komputer) uruchamiany był bardzo rzadko i raczej na jakieś specjalne okoliczności. Pamiętam pisk modemu przy nawiązywaniu połączenia z numerem dostępowym 0202122 a potem czekanie na załadowanie się nawet najprostszej strony www. Koszt takiego połączenia uzależniony był od czasu połączenia z tym numerem, dlatego komputer pracował wtedy zdecydowanie częściej off-line niż on-line. Służył w zasadzie do tego do czego został „zaprojektowany” czyli był multimedialnym centrum, na którym oglądało się filmy oczywiście w formacie DivX, (pożyczane od sąsiadów na płytach CD-R). Służył również do kopiowania płyt audio, kopiowania filmów, ale również do gier. Nie pamiętam już teraz wszystkich tytułów, ale na pewno była ogrywana „przygodówka” A.D.2044, znana mi wcześniej z ATARI 65XE.

Był to jednak zdecydowanie okres kopiowania płyt audio z muzyką. Byłem wtedy zaocznym studentem Akademii Muzycznej i co zjazd następowała wymiana płyt z muzyką i ich kopiowanie. Jeździło się również „odwiedzić znajomego” zaopatrzonym w kilka zestawów czystych płyt CD-R (najczęściej był to EMTEC lub droższa wersja VERBATIM) i przy towarzyskich rozmowach, czy też wspólnym graniu na instrumentach, przy okazji kopiowało się trochę płyt. Czasem zabierałem również znajomych z płytami do mojej dziewczyny, gdzie również przy rozmowach kopiowało się płyty z muzyką, a ponieważ moja dziewczyna mieszkała 80 km od mojego miasteczka, była to najczęściej kilkudniowa wyprawa. 

Wspomniany komputer w końcu przeszedł z trybu off-line do on-line za sprawą „wyprowadzki” do akademika Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie Internet szerokopasmowy był standardem i modem został zastąpiony kartą sieciową. Jako że komputer został na stałe przypięty do internetu, został również przeprowadzony jego „lifting” Rozszerzona została na pewno pamięć, ale i chyba coś jeszcze w środku zostało zmienione. Największa zmiana była jednak widoczna z zewnątrz, a to za sprawą super futurystycznej, żółtej obudowy o nazwie NOSTROMO :)


a wyglądała tak (znalazłem oryginalne zdjęcia):




To również i dla mnie był okres częstszego korzystania z internetu, a ponieważ w domu nie miałem wtedy ani komputera, a tym bardziej internetu (poza WAP-em w komórce) często przyjeżdżałem do akademika, lub też wracając ze swoich studiów, po drodze wstępowałem na dzień lub dwa, aby „przypiąć się na stałe” do internetu. Pamiętam że nie spałem wtedy prawie w ogóle, tylko przemierzałem różne interesujące mnie zakątki światowej sieci www, ale również i sieć akademicką, wraz z udostępnionymi prywatnymi folderami jej użytkowników. Po kilku takich dniach spędzonych w internetowym „Matixie” w końcu musiałem wrócić, do zwykłej szarej codzienności w moim małym miasteczku, gdzie internet dozowany był przez szybko kończące się fundusze w internetowych kafejkach, czy wiecznie zajętych komputerach, we wspomnianej już wcześniej bibliotece. Ale to mi nie wystarczało i był to chyba początek wzmożonego myślenia, że może to już jest ten czas, aby mieć w końcu swój własny komputer. 

Ale o tym napiszę już w następnej części.

C.D.N


piątek, 18 listopada 2016

Rozważania o nowych produktach Apple, czyli o nowym iPhone 7 i Macbook-u Pro


Ostatnio brakowało mi czasu żeby usiąść do komputera i napisać kolejną część – Od Atari do Macbooka. Złożyło się na to kilka czynników, ale tym głównym był chyba wyjazd (a właściwie to wylot) za ocean. Do kraju w którym narodził się iPhone i całe Apple.
Dlatego postanowiłem że napiszę coś zupełnie innego, a mianowicie moje przemyślenia nad tym jak dziś wygląda firma Apple i o jej w zasadzie dwóch nowych produktach. O nowym iPhone-ie 7 i nowym Macbooku Pro.


Od kilku lat (właściwie to chyba od śmierci Steve-a Jobsa) co jakiś czas słyszę lub czytam gdzieś tekst - „Apple się kończy”, „Dzisiejsze Apple nie jest już dla odbiorców PRO” i tego typu podobne według mnie dyrdymały :) ale każdy może wyrazić swoją opinię dlatego i ja postanowiłem coś napisać w tej sprawie.

We wrześniu tego roku premierę miał kolejny iPhone tym razem z numerem 7 (którego jestem posiadaczem od ponad tygodnia), a kilka tygodni temu miał również premierę nowy Macbook Pro (którego nie planuję zakupić, może kolejny model dopiero, zważywszy na to że na początku wakacji stałem się posiadaczem teraz już poprzedniego modelu Macbooka Pro 13”) i zaraz po premierze jednego jak i drugiego produktu Internet zawrzał krytyką.

A to że „iPhone 7 został wykastrowany z gniazda mini jack”, „Nie da się podłączyć słuchawek i ładować telefon jednocześnie”, „Odgrzewany kotlet – nie ma w nim nic nowego”, czy „Że nie nadąża za konkurencją” , to tylko niektóre z tekstów które słyszałem pod adresem iPhone 7.
Tak jak napisałem wcześniej, jestem posiadaczem tego telefonu od ponad tygodnia i myślę że jest to telefon, z którego będę zadowolonym użytkownikiem przez kolejne dwa lata.
Mój cykl wymiany telefonów (od jakiegoś czasu są to tylko iPhone-y) to właśnie dwa lata, chyba że jak to miało miejsce, wydarzy się jakaś nieprzewidziana sytuacja (na przykład utopienia go w rzece).
Myślę że jeśli ktoś właśnie w takim okresie zmienia telefony na pewno odczuje zmiany w nowym iP7 tylko na lepsze. Może faktycznie nie wniósł za dużo zmian w porównaniu do iPhone 6s, ale nikt nie mówił że nowy iPhone będzie jakąś rewolucją lecz raczej ewolucją i ja tak właśnie to odczuwam. Natomiast dla mnie przesiadka z iPhone 6 na iPhone 7 jest rewelacyjna w codziennym użytkowaniu.

Sama decyzja zakupu iPhone 7 nie była taką po prostu, „muszę mieć nowego iPhone 7 bo tak i już” tylko nastąpiła po dłużnym procesie analizy czy na pewno go potrzebuję. Była również opcja zmiany na tańszego w zakupie iPhone 6s, jednak ostateczne za i przeciw wskazały na iPhone-a 7. Nie kupiłem go również za gotówkę w sklepie i nie mówię tu tylko o polskich sklepach, akurat tak jak wspomniałem, byłem w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie i choć ceny niższe również nie przekonały mnie do zakupu. Okazuje się że ceny w USA były zbliżone do tych z Allegro czy OLX. Mowa oczywiście o takich samych nowiutkich i jeszcze zafoliowanych iPhone-ach, które po prostu zostały zakupione przy przedłużaniu umowy z operatorem sieci komórkowej. Dlatego miały niższą cenę niż u polskich resellerów Apple, o nawet 650 zł (cena w iSpot – 3450 zł, cena na OLX – 2800 zł, znalazłem nawet za 2700 zł, a cena w Apple Store w Nowym Yorku to 650$ + TAX czyli trochę ponad 700$ przy obecnym kursie dolara 3,96 daje ponad 2700 zł ).


Akurat ja również mogłem zakupić telefon u operatora moje sieci komórkowej na preferencyjnych warunkach, dlatego postanowiłem zmienić mojego dwuletniego już iPhone 6 (zakupionego również przy przedłużeniu poprzedniej umowy z operatorem sieci komórkowej) i tak jak wspomniałem odczuwam zdecydowaną poprawę na lepsze, a to chyba w końcu o to chodzi.
Być może gdybym przesiadł się z iP6s na iP7 nie odczuł bym tego tak bardzo, ale pewnie będąc posiadaczem iPhone 6s nie kupowałbym dziś iPhone 7 tylko poczekał na iPhone 8.

Wracając jednak do wspomnianych „wad” nowego iPhone-a. Brak złącza mini jack. Jestem w stanie zupełnie żyć bez niego. W zasadzie nigdy nie używałem tego gniazda w poprzednich telefonach, generalnie nie słucham muzyki z telefonu, nie biegam również po lesie czy parku ze słuchawkami na uszach (bez słuchawek oczywiście też nie biegam), jeśli już używałem słuchawek to bluetooth-owych i słuchałem podcastów czy audiobooków. W tego typu nagraniach nie ma co liczyć na jakość Hi-Fi więc w zasadzie nie tracę na jakości. Nasze uszy również inaczej „słuchają” mowy (do której zostały przystosowane niż muzyki). Do słuchania muzyki używam raczej gramofonu na płyty winylowe lub iTunes w komputerze stacjonarnie, a do słuchania muzyki w „plenerze” używam starego iPoda Classic i wtedy oczywiście słuchawek na kablu, ale nie EarPodsów :)
W telefonie zupełnie nie potrzebuję gniazda słuchawkowego, więc ten argument o tragedii z powodu braku małego jacka zupełnie do mnie nie trafia. Co więcej myślę że to całkiem słuszny kierunek ze strony Apple. Mini jack choć popularny, ale nie jest jakimś super złączem. Już musiał zostać zmodyfikowany przez dodatkowy „ring” aby mógł obsłużyć mikrofon w zestawie słuchawkowym czy sterowanie poprzedni/następny czy głośniej/ciszej. Jego rozwój się skończył, nie da się go już raczej bardziej zmodyfikować, a nie ma nic gorszego niż brak rozwoju w technologii. Początkowo okres bez mini jacka dla rynku może być nieco trudniejszy, lecz myślę że wyjdzie on wszystkim na dobre. Nie zapominajmy że tak naprawdę to nie Apple było pierwsze w tej „kastracji”, wcześniej już zrobiono to w Lenovo Moto Z, ale chyba zaczyna być to trendem bo dziś znalazłem artykuł o HTC Bolt który również podąża tą drogą (Link do artykułu). Myślę że ten trend się utrzyma. Wcześniej Apple już miało kilka takich pomysłów, do wyrzucenia czegoś „bez czego nie da się zupełnie pracować” na przykład Złącza LPT czy RS232 zastąpiono jednym złączem USB (o tym jeszcze wspomnę w dalszej części, poruszając temat nowych Macbooków Pro) czy napędu z Macbooków Air a potem Pro i jakoś świat się nie zawalił, a wręcz przeciwnie mam wrażenie że poszedł krok do przodu. Apple jako jedną z niewielu firm stać było na ten czy poprzednie ruchy, a za chwilę pewnie stanie się to trendem i kierunkiem w rozwoju. To są oczywiście moje przemyślenia na ten temat, ale postanowiłem je również napisać dlatego, żeby za jakiś czas może przeczytać ten tekst i powiedzieć „a nie mówiłem” (a raczej napisałem).

Będąc jeszcze choć trochę w kategorii dźwięk, nie sposób nie wspomnieć o tym że nowy iPhone 7 ma głośniki stereo. Być może większość użytkowników nie odczuje zupełnie tego nowego zjawiska, ale dla mnie osobiście lepiej się słucha „przestrzeni” oglądając nawet jakiś filmik na youtube słysząc dźwięk skierowany „w dwoje uszu”, a nie tylko z jednej strony. Ale to w zasadzie szczegół, choć świadczy to tylko o tym, że taki do końca odgrzewany ten kotlet to nie jest :)
Kolejną rzeczą która również nie występowała w poprzednich generacjach iPhone-a to wodoodporność, która po przygodzie w rzece z jednym z moich poprzednich iPhone-ów była czynnikiem skłaniającym mnie jednak bardziej do zakupu iP7 niż iP6s.
Z „nowości” w iPhonie osobiście podoba się również nowy kolor czyli czarny.
Wcześniej oczywiście były iPhone-y w kolorze czarnym i z reguły taki kolor iPhone-a zawsze miałem ( i iP4 czy iP4s) to dwa ostatnie moje iPhone-y miałem w kolorze srebrnym (iP5) i w kolorze gwiezdnej szarość (iP6) bo czarnych nie było niestety i w końcu znów mogę mieć iPhone w tym kolorze (i to nawet matowym). Ale to akurat nie był decydujący czynnik czy kupić iP7 czy jednak tańszego iP6s.
Dla mnie również nowością w porównaniu oczywiście do mojego do iPhone 6 jest 3d-touch i po tygodniu użytkowania telefonu nie wyobrażam sobie żeby go nie mieć :)
Podobne odczucia miałem po zakupie Macbooka Pro z tą technologią w gładziku. Niby takie nic, a jednak ułatwia używanie komputera.

Co do działania samego telefonu i jego systemu nie mam zupełnie zastrzeżeń, wszystko działa tak jak należy, z odczuwalną poprawą prędkości wczytywania się aplikacji i szybszego ich działania.
Generalnie te wszystkie cyferki benchmark-owe czy jakieś wskaźniki pokazujące wydajność telefonów są według mnie zupełnie bez sensu :) ale jeśli ktoś lubi? Gdzieś przez przypadek trafiłem na film na youtube (Link do filmu), gdzie porównywano iPhone 7 z Samsungiem Galaxy S7. Oczywiście to dwa flagowce dwóch konkurencyjnych firm, ale chyba nic po za tym. To przecież dwa diametralnie różne telefony, różne pomysły, różne technologie, różne systemy. Poza tym że działają podobnie, różni je w zasadzie wszystko. Na szczęście prowadzący te testy nie zrobił podsumowania i wyboru tego jednego, jedynego najlepszego tylko pozostawił to odbiorcom, którzy prześcigali się za to w komentarzach, który to telefon jest lepszy, który ma więcej czego, który to potrafi otworzyć aplikację szybciej, który to, a który tamto robi lepiej. 
Dziś wydaje mi się to zabawne, natomiast przypomina mi to czasy "wojny" na przykład ATARI 65XE vs. COMMODORE C64, czy AMIGA vs. ATARI ST. Kiedyś, nie ukrywam, również interesowały mnie te wszystkie cyferki w komputerach, tyle a tyle RAM-u, czy takie a takie taktowanie procesora, odkąd jednak kupiłem sobie mojego pierwszego Macbooka, przestało mnie to zupełnie obchodzić. Jeśli coś działa dobrze, to jakie ma znaczenie, ile ja mam rdzeni procesora czy, jaką tam rozdzielczość może osiągnąć moja karta grafiki. Ktoś powie że karta graficzna ma znaczenie na przykład w grach, ale do grania również używam wyspecjalizowanej maszyny, czyli XBOX-a i mało interesuje mnie ile linii wyświetla grafika XBOX-a na telewizorze. Nie ma to dla mnie znaczenia, gdy gra przynosi radość -„Fun”. Może to kwestia tego że wychowałem się na grach 2D w niskich rozdzielczościach, złożonych z kropek i kresek, ale większe znaczenie miała tzw. "miodność" gry a nie jej grafika, czy fajerwerki efektów wizualnych. 
Wracając jednak do iPhone-a jakie to ma znaczenie ile rdzeni ma jego procesor i ile posiada pamięci, ważniejsze jest jak sobie z tymi parametrami poradzi system operacyjny i jeśli użytkownik będzie zadowolony z działania i wszystko będzie działało tak jak należy, to dla mnie mogą tam wkładać nawet Z80 i 48 kB RAM-u. A tak jak wspomniałem wcześniej, poprawiło się działanie nowego iOS10 na iPhone 7 w porównaniu z iOS9 na iPhone 6.
Gdybym przesiadał się z iPhone 6s na iPhone 7 to pewnie miałbym inne wrażenia co do wydajności i tych wszystkich nowości, ale tak jak napisałem wcześniej pewnie posiadając iPhone 6s poczekałbym dopiero na premierę iPhone 8 (bo podobno iPhone 7s nie zaistnieje).

To tyle w temacie telefonu, teraz opiszę kilka moich spostrzeżeń na temat nowego Macbooka Pro

27 października Apple zaprezentowało nowe flagowe laptopy z serii Pro, odświeżając je po dwóch i pół roku i tu również po konferencji przez Internet przelała się fala „hejtu” na te produkty.
Tylko ma gniazda USB typu C, nie ma żadnego innego złącza”, „To nie są komputery dla użytkowników PRO”, „Nie ma złącza MagSafe”, 'Słaba karta graficzna”, „Nie ma ekranu dotykowego tylko jakiś Touch Bar i czy to coś się sprawdzi” i tradycyjne że za drogie i że Apple się "kończy" tego i podobnego typu komentarze można było znaleźć wszędzie.

Nie miałem styczności z tym komputerem więc nie wypowiem się zupełnie na temat jego wad czy walorów użytkowych. Natomiast moje zdanie na temat zastosowania wyłącznie złączy USB typu C, jest takie że to kolejny krok Apple który wymaga czasu, i na ochłonięcie hejterów i na wdrożenie przez producentów nowego złącza w swoich produktach. Myślę również że za chwilę cała masa producentów komputerów zastąpi „stare” USB tylko nowym złączem USB-C i będzie podobnie jak pożegnaniem złączy LPT czy RS232 :) Za to nowy standard oszczędzi nam (mi na pewno) klęcia za każdym razem gry próbuję wcisnąć po omacku wtyczkę do gniazd USB odwrotnie.
Tak jak wspomniałem myślę że to okres przejściowy, albo lepiej nazwać go „okresem przejściówkowym” bo producenci przejściówek z USB-C na stare złącza teraz mają dobry czas, jednym z nich oczywiście jest też Apple :) które ma rozwiązania tego problemu jednak w dość wygórowanych cenach. Ale za chwilę na pewno pojawią się jakieś dalekowschodnie tańsze rozwiązania.
Ja również kupując (teraz to już poprzedni model) Macbooka Pro miałem dylemat z przejściówkami. Moj jeszcze wcześniejszy model Macbooka Pro (ostatni z napędem SuperDrive i bez Retiny) miał złącze Fire Wire którego używam do podłączenia z interfejsem audio, a mój obecny już go nie ma i oczywiście dało się go podłączyć przez przejściówkę, żaden w zasadzie problem, jedynie to koszt dodatkowy w postaci 129 zł.
Ale nad czym tu tak naprawdę płakać. Wszystko działa jak dawniej.
Idealnym rozwiązaniem jest na przykład Thunderbolt 2 Expres Dock HD firmy Belkin, troszkę droższy niż zwykła przejściówka, ale nie dosyć że rozwiązuje wszystkie problemy złączy, to jeszcze lepiej wygląda podłączony do Macbooka niż inne tańsze przejściówki spełniające te same zadania.
Dlatego płacz nad nowym standardem jest z mojego punktu widzenia tylko chwilowy, lub przejściowy.
Kolejna sprawa która mnie w zasadzie bawi, czyli tekst że Apple zapomina o użytkownikach PRO i nie dla nich jest ten komputer. Zastanówmy się kim dziś jest użytkownik PRO z perspektywy Apple, choć nie koniecznie tylko z tej perspektywy. Użytkownik PRO to ten któremu komputer służy do pracy (a nie jako produkt hobbystyczny) i na nim zarabia pieniądze, a potem te pieniądze wydaje na kolejny nowy produkt Apple.
Znam dużo użytkowników produktów Apple tzw. „Pro”, może zawężając do branży muzyków, realizatorów audio i tego typu pokrewnych zawodów i choć są użytkownikami używającymi produkty Apple to na pewno nie są dla Apple rynkiem zbytu.
Kupili jakiś czas temu komputer, oprogramowanie i peryferia do swoich komputerów i im wystarczy to spokojnie na mniej więcej 5-10 lat. W wielu studiach nagraniowych można znaleźć stare blaszaki Mac-ówPRO czy nawet jeszcze Power Mac-i (tych ostatnich jest już oczywiście niewiele ale jeszcze można spotkać) a na nich zainstalowana jakaś stara wersja na przykład ProToolsa 6.8.(a dziś mamy 12). Oczywiście że będzie to działać, a nawet można mieć mniej problemów, niż zmieniając co chwilę system.
Przyzwyczajenie to nasza druga natura, a jak wiemy kilkukrotnie Apple zafundowało nam zmiany, nie tylko w systemie ale i w swoich aplikacjach Pro które mogły zniechęcić „starszych” użytkowników. Rzadko też spotykam muzyka z najnowszym czy nawet poprzednim Macbookiem Pro na scenie. Często są to jeszcze nawet białe (lub czarne) Macbooki bez napisu Pro i też to wszystko im działa i jest stabilne. Oni nie potrzebują (lub nawet nie znają nowości pojawiających się w coraz to nowszych systemach). To również sprawka tego, że cykl zmiany systemu następuje za według mnie troszkę za szybko, ale taki jest rynek i nic na to nie poradzimy. Po zmianie swojego Macbooka również miałem dylemat czy instalować najświeższy system na którego jeszcze nie było ProToolsa, czy zainstalować jednak poprzedni system i ProToolsa. Ostatecznie zdecydowałem się na najnowszy system Apple i zmianę DAW z ProToolsa na Pre Sonusa One. Nie jest on obecnie moim głównym narzędziem pracy, więc sobie bez niego jakoś poradzę, a skoro AVID nie jest w stanie napisać na czas swojego nowego "flagowca audio" to jesteśmy trochę "pogniewani". Do "plenerowych" sesji nagraniowych, mogę użyć wspomnianego PreSonusa One, lub ostatecznie przeinstalować nawet system, choć jak do tej pory radzę sobie bez tej ostateczności :) tak że się da :)
Nie wiem dokładnie jak wygląda sytuacja w branży grafików, ale myślę że podobnie, jeśli stworzyli sobie już jakiś "zestaw narzędzi" to pewnie z niego będą korzystać przez dłuższy czas, a nie wymieniać komputer co roku. Może trochę inaczej jest w branży developerów, choć w zasadzie, im jest potrzebny najnowszy system operacyjny a nie najnowszy komputer, a wielu wystarczy nawet 12” Macbook lub też wcześniejsze modele Macbooków Pro.

Apple jest firmą nastawiona na zarabianie pieniędzy, dlatego myślę że jeśli klientami którzy kupują ich najświeższe produkty to na przykład "Hipsterzy lansujący się w Starbucksie" to będąc na ich miejscu, właśnie dla nich projektowałbym kolejne modele komputerów czy telefonów, a nie dla tych którzy używają komputerów przez 5 czy 10 lat. Tak to niestety wygląda. Kiedyś może było inaczej, ale czas nie stoi w miejscu i pewne rzeczy się zmieniają, czasem "stety" a czasem niestety, ale tak po prostu już jest.

Jeśli chodzi o brak ekranu dotykowego, również jestem w stanie to zrozumieć, nie tafia do mnie "mazanie paluchami" po ekranie skoro mam do tego rewelacyjny gładzik. Z punktu widzenia Apple – do "mazania paluchami" po ekranie mamy iOS, natomiast do MacOS-a używamy, klawiatur i gładzika (zresztą moim zdaniem rewelacyjnego i potrafiącego zastąpić dotykowy ekran). Pojawił się co prawda Touch Bar, ale nie na ekranie, tylko w miejscu klawiszy funkcyjnych, więc ekran nadal nie będzie umazany odciskami palców :)
Przynajmniej produkty Apple nie mają nazwijmy to „problemu z tożsamością” :) czy tablet już jest komputerem, czy tabletem, jak w przypadku Surface od Microsoftu. Ale to również moje spojrzenie, na problem braku ekranu dotykowego w komputerze i komuś może go akurat brakować, nie wnikam, nie neguję, mi go zwyczajnie nie brakuje.
MagSafe – po którym nie będę w zasadzie płakał, mimo swoich zalet. Każdy z moich poprzednich Macbookow miał problem z tym złączem, coś zawsze nie łączyło dokładnie i trzeba było poruszyć wtyczką, „po złapaniu” magnesu. Same wtyczki zasilaczy nie były również idealną konstrukcją, pierwszy rodzaj wtyczki wygnał przewód w taki sposób że w końcu przestawał łączyć, a drugi również nie do końca się sprawdzał z prowadzeniem kabla, „zawsze za komputer” (przyłączenie go w odwrotny sposób było możliwe, jednak skutecznie zasłaniało dostęp do innych złączy obok). Obecnie mam MagSafe2 wzorowane troszkę na pierwszym modelu wtyczki i jak na razie nie mam z nim większych problemów (może jeszcze za nowy), choć prowadzenie kabla według mnie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Natomiast co złącza w nowym Macbook-u Pro USB typu C nie mogę się za bardzo wypowiedzieć, gdyż nie posiadam na razie żadnego urządzenia z tym złączem, więc nie znam ich ani zalet, ani wad, natomiast tych którzy „płaczą” że można pociągnąć i zrzucić laptopa gdyż kabel się wpina, to jest już rozwiązanie tego problemu. Widziałem już wtyczkę wpinaną do komputera i spiętą magnetycznie z dalszą częścią przewodu. Natomiast z zalet które mi przychodzą do głowy to to że w końcu będziemy mogli zabierać jeden zasilacz dla wszystkich naszych urządzeń Apple :)

Zostając jeszcze w temacie złączy, jedyna rzecz której Apple nie do końca chyba przemyślał to to, że nie da się podłączyć bezpośrednio wyjętego z pudełka nowego iPhone 7 do nowego Macbook-a Pro :) nie mamy takiego kabla, ale tak jak napisałem na początku, jesteśmy obecnie w „czasach przejściówkowych” więc i tym sposobem da się to rozwiązać, natomiast nie ukrywam że jest to „słaba sytuacja” ze strony Apple. Na pewno nie wpadli na pomysł zastosowania tylko gniazd USB typu C w nowym Macbooku tak nagle i dopiero po premierze iPhone 7. Mogli by chociaż do Macbooka Pro dołożyć kabelek USB-C na Lighting :) w gratisie a nie za 99 zł :) Rozumiem że tak jak napisałem wcześniej Apple jest firmą nastawioną na zarabianie pieniędzy, no ale mogli by zrobić „prezent” przynajmniej tym którzy kupili i nowego iPhone-a 7 i nowego Macbook-a Pro.
Ten problem, jak i to że nowy Macbook Pro posiada tylko złącza USB-C można oczywiście rozwiązać przy pomocy przejściówki-adaptera zmieniającego USB-C w USB, którą znalazłem na allegro.pl w cenie 4,49 zł. Nie jest to raczej wygórowana kwota, za coś co rozwiązuje kilka "poważnych" problemów, jednak miło by było otrzymać o Apple wspomniany wcześniej „prezent” lub chociażby tego typu przejściówkę za darmo :)

Tu dochodzimy do również do tematu cen obu tych produktów, na których temat nie będę się wypowiadał :) bo każdy chyba wie czy chce wydać taką kwotę na sprzęt z tym logo, czy nie. Dla jednych to oczywiście będzie dużo dla innych bardzo dużo, dla jeszcze innych będzie to po prostu opłacalne jak w przypadku firmy IBM. (http://www.spidersweb.pl/2016/10/ibm-komputery-apple-mac-windows.html)

Podsumowując według mnie Apple wciąż, nawet bez Steve-a ma jakiś określony kierunek rozwoju, natomiast nie jest on podyktowany jego gorącymi pomysłami, lecz obecnie raczej chłodną kalkulacją rady nadzorczej firmy. Ale jak widać nie brakuje im czasem tzw.”jaj” żeby wywrócić rynek (w tym przypadku złączy) i myśleć wciąż inaczej (Think Diferent) niż inni :)

Jeśli masz podobne, lub może zupełnie inne zdanie na ten temat zachęcam do dyskusji w komentarzach.



czwartek, 22 września 2016

Jak to się zaczęło? Czyli od Atari do Macbooka cz. 3 - Pierwsze Windowsy

PIERWSZE WINDOWSY 

Mój pierwszy kontakt z Windowsami to tak jak pisałem wcześniej, bardziej może jako ciekawostka, niż praca w tym systemie, to sama kocówka szkoły średniej i Windows 3.11. 
Pamiętam jak przyszliśmy całą grupą do sali informatycznej oglądać to "coś", co miało nam ułatwić pracę z komputerem i pewnie dla większości osób takim systemem Windows właśnie był. Nie trzeba było znać żadnych komend służących do skopiowania czy przeniesienia danych z dysku czy dyskietki. Oczywiście wiadomo że system "po cichu" i tak wykonywał po prostu wszystkie te polecenia, natomiast wizualnie było to zupełnie coś innego. Na mnie chyba nie robiło jeszcze to takiego wielkiego wrażenia i dość długo korzystałem z DOS-owych komend :) ale w końcu jak większość społeczeństwa przesiadłem się na system graficzny od Microsoftu. System graficzny firmy Apple znałem wtedy tylko z czasopism i dostępnej literatury, ale nigdy nie miałem z nim styczności "na żywo". 
Mam wrażenie że były to czasy, gdzie postęp technologiczny następował bardzo szybko. Szczytem moich marzeń był wtedy komputer typu PC 486 DX z pamięcią bodajże 640 KB dyskiem 40 MB. Miałem nawet taki katalog ze sklepu, który oferował komputery w najróżniejszych konfiguracjach i ten mój wymarzonynie był tym na szczycie listy, a kosztował nieziemskie pieniądze coś ok. 40 mln zł (oczywiście to jeszcze czasy przed denominacją). Był oczywiście tylko marzeniem i to raczej nieosiągalnym, ale pamiętam że lubiłem oglądać te wszystkie cyferki i opisy konfiguracyjne komputerów. Dziś już tak bardzo mnie to nie interesuje, co komputer ma w środku, ale wtedy było to dla mnie coś fascynującego. A za chwilę, tak jak wspomniałem, postęp ruszył pełną parą i zaczęły pojawiać się Procesory Pentium z coraz wyższą cyferką MHz, za chwilę Pentium II i niedługo Pentium III. Pamiętam również procesory firmy AMD K5 K6 i coraz szybciej dezaktualizował się mój wymarzony komputer PC. W tym czasie na polskim rynku pojawiły się komputery firmy ADAX czy OPTIMUS. 
Przy okazji dowiedziałem się że dwie wspomniane firmy działają do dziś (ADAX i OPTIMUS)
Czasy 8-osmiobitowch komputerów ATARI czy COMMODORE minęły bezpowrotnie (choć ostatnio widać narastającą falę retro). Amigę jeszcze czasem można było spotkać gdzieniegdzieto jednak już coraz rzadziej. Jeden z moich znajomych miał Amigę CD-TV ale w zasadzie zapamiętałem tylko to, że można było słuchać na niej płyt CD :) i na ekranie grafikę odbijającego się lasera od kręcącej się płyty. W tym okresie również udało mi się parokrotnie wyjechać za granicę. Znajomy miał kilka pomysłów na biznes i ja mu w tym nieraz pomagałem, jednym z takich pomysłów była kafejka internetowa. On też miał pewnego rodzaju hopla na punkcie technologii, ale trochę innego niż ja :) W pewnym sensie się uzupełnialiśmy w tej kwestii. Interesował się wszelkimi nowościami technologiczny, różanego rodzaju nowinkami czy gadżetami, które w jego mniemaniu były mu niezbędnie potrzebne, co oczywiście było tylko pretekstem do ich kupna. To od niego dowiedziałem się o czymś takim jak Linux czy SmalkTalk. To również u niego po raz pierwszy zobaczyłem komórkowy telefon GSM. Podczas jednego ze wspólnych przyjazdów do Polski, znajomy "wziął" sobie w abonamencie, w ówczesnym salonie ERY, jeden z pierwszych telefon komórkowy GSM. 
Z tego co udało mi się znaleźć w Internecie, przypuszczalnie był to Ericsson GA 628. Wcześniej miałem już styczność z analogowymi telefonami komórkowym (w Polsce był to  CENTERTEL)ale pierwszy telefon GSM to właśnie zobaczyłem w działaniu u niego. Na swój pierwszy telefon komórkowy musiałem jeszcze chwi poczekać, ale technologia GSM była mi już wtedy znana, właśnie za jego sprawą.  
Wracając jednak do wspomnianego systemu Windows, prawdziwa praca w tym środowisku zaczęła się w zasadzie od oprogramowania muzycznego :) Po skończeniu technikum ( o którym pisałem szerzej w poprzedniej części) zmieniłem profil swoich zainteresowań i po tym jak nie zostałem studentem wydziału telekomunikacji w bydgoskiej uczelni technicznej ( nie pamiętam jak wtedy nazywała się ta uczelnia, ale dziś to chyba jest Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich w Bydgoszczy) zostałem uczniem Szkoły Muzycznej II stopnia. To w czasie nauki w tej szkole razem z moim bratem  i jeszcze jednym kolegą oraz nauczycielem instrumentu zwanego Tubą, stworzyliśmy zespół muzyki rozrywkowej, a chęć nagrań naszych nietuzinkowych dokonań muzycznych, spowodowała chęć stworzenia tzw. "Studia Nagrań". Zakup instrumentów i sprzętu muzycznego zepchnęły kupno mojego wymarzonego komputera PC na dalszy plan, co o z perspektywy czasu nie uważam w zasadzie za pomysł zły. Zważywszy na to że sprzęt komputerowy "starzał się" w zastraszającym tempie, mogło by okazać się że mój wymarzony super komputer, stałby się za chwilę kupą elektronicznego złomu, a na odnowienie czy kolejny komputer, mogło by już zabraknąć funduszy.  
Pierwsze nagrania powstały w technologii analogowej i nagraniach typu "live", natomiast wciąż gdzieś rodził się pomysł na "studio" z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście ze względów ekonomicznych pomysł na studio został oparty o komputer typu PC (z systemem Windows 95) i popularnych wtedy multimedialnych "kartach muzycznych" Oprogramowanie typu Sound Forge (jakieś pierwsze wersje) jako edytor i Sonic Foundry Acid (chyba nawet wersja 1.0)  jako DAW. Praca z tym systemem niestety nie należała do najwygodniejszych. Nie pamiętam już dziś ile to razy od postaw "stawialiśmy" wspomniany system Windows 95, żeby wszystko działo tak jak trzeba, a on i tak co chwilę powodował że trzeba było wszystko zaczynać od nowa. To coś się nie synchronizowało, to znów jakiś konflikty sprzętowy czy nowy problem się pojawiał. Ale pasja rekompensowała wszystkie niedogodności :) 
Kolejne lata przyniosły kolejne modyfikacje sprzętu. Pęd w rozwoju multimediów w komputerze ułatwiał nam rozwój "studia". Zmiana systemu na Windows 98 nie spowodowała za bardzo zmiany systemu pracy. Co chwila trzeba było od nowa instalować system, aby choćby przez dłuższą chwilę wszystko pracowało w miarę stabilnie. Pojawiały się kolejne interfejsy audio coraz mniej multimedialne, a coraz bardziej "pro". Jednak niedopasowanie systemu do tego typu urządzeń było dość spore. Pamiętam jedną zabawną historię, że po zmianie karty z jakiegoś ówczesnego multimedialnego Sound Blastera na kartę "semi pro"ze względu na występującą latencję przetworników trzeba było "dopasowywać" nagrane "ślady", do innych, gdyż nie za bardzo się synchronizowały, z tymi nagranymi wcześniej (nie występowało to wcześniej z kartą "do użytku domowego" :) Z dzisiejszej perspektywy ma to pewnego rodzaju "retro urok", ale wtedy było dość uciążliwą sytuacją.  
Kolejne lata przynosiły kolejne modyfikacje sprzętu komputerowego i nagraniowego. Odkrywaliśmy nowe narzędzia pracy z dźwiękiem, nowe wielośladowe przetworniki, nowe oprogramowanie coraz bardziej wielofunkcyjne – SamplitudeCubase. Zmieniliśmy kilka razy również lokalizację "studia" z warunków zupełnie domowych, przenieśliśmy się do zaadoptowanego we własnym zakresie przykościelnego pomieszczenia, aż w końcu dotarliśmy do pomieszczenia w domu kultury.  
Przekonaliśmy ówczesną panią dyrektor tego ośrodka, że potrzeba posiadania studia w takiej placówce to wręcz konieczność. Zgodziła się, i oddała do naszego użytku jedno z pomieszczeń, które w zasadzie nie nadawało się do tego celu, ale "wynegocjowaliśmy" możliwość korzystania również z innych pomieszczeń 
Nadal nie posiadałem swojego wymarzonego superkomputera PC, a korzystałem jedynie ze "wspólnego" w naszym studio. Coraz częściej zastanawiałem się nad tym, że posiadanie własnego domowego komputera, to może dobry pomysł, ale zawsze znalazł się jakiś inny plan na wydanie pieniędzy, a los zawsze tak pokierował sytuacją w moim życiu, że zawsze jakiś komputer znalazł się pod ręką.  
O dalszej drodze do własnego komputera przeczytać będzie można w kolejnej części do której już dziś gorąco zapraszam. 

Miłego czytania.