Graczem
od zawsze i EA Games Challege Everything
Miałem
zamiar rozdzieli te dwa tytuły i opisać każdy z nich i oddzielnie,
ale myślę że na tyle bardzo się zazębiają, że postanowiłem
jednak opisać te dwa „zjawiska“ razem.
GRACZEM
OD ZAWSZE
Jedna
z pierwszych gier nazwijmy ją „GRA VIDEO“, gdyż nie była to
gra czysto komputerowa, jaką podpowiada mi moja pamięć, z którą
pierwszy raz się to polska gra telewizyjna TVG-10 produkowana przez
Wrocławskie Zakłady ELWRO, gdzie na ekranie telewizora przy pomocy
obrotowych kontrolerów uderzało się kwadratową „piłeczkę“
prostokątnymi „paletkami“ . Był to zbiór kilku pochodnych gier
tego typu, urozmaicony dodatkowo o pistoletowy kontroler, przy pomocy
którego mogliśmy postrzelać do „latającego” po ekranie
kwadratu.
Gra Telewizyjna TVG-10
Taką grę miała moja ciocia z wujkiem mieszkający w
Warszawie, którą to grę podczas spotkań rodzinnych wyciągano dla
nas dzieci, zapewne żebyśmy się za bardzo nie nudzili, lub nie
przeszkadzali podczas rozmów dorosłych przy stole.„Salonem gier“
z tego co pamiętam, była kuchnia, a super monitorem 12" telewizor
turystyczny VELA.
Pamiętam, że taka gra pojawiła się również
u mnie w domu, nie na stałe, lecz była od kogoś
pożyczona.
Jeśli kogoś interesują wczesne gry telewizyjne i video znalazłem ciekawą stronę a to jest do niej link
Jeśli kogoś interesują wczesne gry telewizyjne i video znalazłem ciekawą stronę a to jest do niej link
Kolejną grą telewizyjną która pamiętam z czasów
„przed-komputerowych” to „Gra w czołgi“. Nie pamiętam już
dziś, ani producenta tego cuda, ani szczegółów technicznych,
natomiast sama rozgrywka utkwiła mi dość głęboko w pamięci.
Tak
jak wspomniałem, była to również gra telewizyjna, gdzie chodziło
o wcześniejsze zniszczenie „czołgu“ przeciwnika, zanim on
zniszczył nasz pojazd. Plansze do rozgrywki składały się, z
różnego rodzaju przeszkód, za którymi można było się skryć i
uniknąć pocisku przeciwnika. Jak już napisałem wcześniej, nie
pamiętam, ani nazwy, czy chociażby producenta tego ustrojstwa, ale
bardzo dobrze pamiętam kontrolery na „kręconych“ przewodach.
W
górnej części kontrolera znajdował się, taki jakby mały
„joystick“, a poniżej spora ilość przycisków, prawie jak w
ówczesnym kalkulatorze :)
Innym
typem gier które pamiętam z dzieciństwa to tzw. „Ruskie
jajeczka“ czyli „Nu Pagadi” i pochodne, typu „Kucharzyk“,
„Ośmiornica“ czy „Wyścigi“.
Była to oczywiście
produkowana przez radzieckie zakłady ELEKTORNIKA podróbka
japońskich gier NINTENDO typu „Game & Watch” które zalały
polski rynek pod koniec lat 80.
Ja,
miałem pamiętam „Jajka“, a mój brat „Kucharzyka“,
natomiast inne z tego rodzaju gier, pamiętam ze szkoły. To był
istny „boom” na granie podczas przerw w szkole (dziś w zasadzie
wygląda to podobnie tyle że dzieciaki używają smartfonów). Z
perspektywy czasu to było pierwsze moje mobilne granie :) Telefony
komórkowe i chociażby Nokio-wy „Wąż“ wtedy przecież jeszcze
nie istniał :)
Pamiętam
godziny spędzone nad ciekłokrystalicznym ekranem i łapanie jajek
do koszyka, które staczały się z 4 kurzych grzęd na raz,
przyspieszając przed każdym końcem złapanej pełnej setki jajek,
a po 9 setce lecące jajka już nie zwalniały tempa dopóki licznik
nie został „przekręcony” i by znów zacząć liczyć od
zera.
Oj spędziło się dobrych parę chwil nad tą „gierką“.
Następne
„cyfrowe“ gry z którymi miałem kontakt, to te w salonach gier.
Pamiętam jak przed mój blok na osiedlu, przyjeżdżały różnego
rodzaju „strzelnice“ czy „salony gier“ i tam za „metalowe“
monety, czy zakupione żetony, można było pograć na tradycyjnych
fliperach, czy na automatach z grami typu "Pac Man", „Space Invaders“ czy
„Donkey Kong“. Z całego osiedla schodziło się towarzystwo,
spragnione cyfrowego grania. Ze względu na ograniczone fundusze, w
tamtym okresie, zdecydowanie częściej byłem obserwatorem,
rozgrywki innych, choć oczywiście zdarzało mi się „zainwestować“
żetony w jakąś grę. Nie miałem jakiś wybitnych osiągnięć i
nieczęsto miałem okazję umieścić tzw. wpis (najczęściej
składający się z 3 liter) na liście najlepszych. Częstą
praktyką właściciela, było resetowanie automatu, a tym samym High
Score-ów, co powodowało że zwycięzcy „poprzedniego dnia“
musieli od nowa udowadniać, że są tymi najlepszymi, a co za tym
idzie ponownie ustanawiać swój rekord wrzucając kolejne monety czy
żetony.
Tak jak pisałem wcześniej, najczęściej „salony gier“
podjeżdżały pod mój blok, ale pamiętam jeden salon w moim
mieście, który był salonem stacjonarnym. Był to niewielki
blaszany pawilonik, w którym znajdowały się tradycyjne flipery i
automaty takie jak wszędzie, natomiast był tam jeden automat, który
u mnie wzbudzał szybsze bicie serca :)
To symulator jazdy
samochodem. Nie pamiętam niestety nazwy tej gry. Sama rozgrywka nie
była skomplikowana, polegała na przejechaniu jak najdłuższego
odcinka trasy, w określonym czasie, tak by nie uderzyć w
„przydrożne“ barierki i wyrobić się na zakręcie. Ot cała
filozofia gry, więc skąd to szybsze bicie serca?
To nie był
taki zwykły „pionowy“ automat z kierownicą. Oczywiście
kontroler w postaci kierownicy był, wsiadało się do niego jednak
jak do samochodu na fotel kierowcy, był pedał gazu i hamulca,
lewarek do zmiany biegów, prawie zupełnie jak w standardowym
samochodzie, ale pełni wrażeń dopełniało to, że podczas jazdy
automat reagował na to co się dzieje w grze, czyli jeśli
skręcaliśmy kierownicą, konstrukcja automatu przechylała nas
siedzących w środku, podobnie chyba było z hamowaniem i
przyspieszaniem, ale mogę się mylić. Doznawaliśmy wrażeń
(oczywiście dobrze przerysowanych) jak byśmy jechali prawdziwym
autem. To było coś czego wcześniej nigdzie nie widziałem.
Zafascynowany tymi niecodziennymi wrażeniami, jeśli już, to
właśnie w nim lokowałem swoje skromne wtedy fundusze. Pamiętam że
jeszcze w czasie szkoły średniej czyli w latach 1991-96 stał ten
„salon“ i zdarzało mi się czasem tam zajrzeć, gdy akurat nie
udało mi się z jakiś niezależnych ode mnie zupełnie przyczyn,
dotrzeć do szkoły :)
Kolejne
gry to już czasy komputerów osobistych i wspomnianego na blogu „Od
Atari do Macbook-a“ TIMEX 2048 u mojego sąsiada.
Niewiele tytułów pamiętam z tego okresy posiłkując się internetem znalazłem kilka których screeny utkwiły mi w pamięci. Były to między innymi: Chuckie Egg,(1984), Head Over Heels (1986), Jetpac (1983), Jet SetWilly (1984), Knight Lore (1984), Manic Minner (1983) Pyjamarama (1984), Saboteur (1986), Starquake (1985) czy Bomb Jack (1984). Dopiero gdy stałem się posiadaczem własnej ośmiobitowej platformy do gier w postaci ATARI 65 XE z magnetofonem pamiętam DIG-DUG-a , Ollie’s Follie’s, RIVER RAID, ROAD RACE, czy salonowy MOONPATROL. To były pierwsze moje ulubione gry. Ulubione bo wtedy jedyne posiadane :)
Timex 2048
Niewiele tytułów pamiętam z tego okresy posiłkując się internetem znalazłem kilka których screeny utkwiły mi w pamięci. Były to między innymi: Chuckie Egg,(1984), Head Over Heels (1986), Jetpac (1983), Jet SetWilly (1984), Knight Lore (1984), Manic Minner (1983) Pyjamarama (1984), Saboteur (1986), Starquake (1985) czy Bomb Jack (1984). Dopiero gdy stałem się posiadaczem własnej ośmiobitowej platformy do gier w postaci ATARI 65 XE z magnetofonem pamiętam DIG-DUG-a , Ollie’s Follie’s, RIVER RAID, ROAD RACE, czy salonowy MOONPATROL. To były pierwsze moje ulubione gry. Ulubione bo wtedy jedyne posiadane :)
ATARI 65 XE z magnetofonem XC12
Pamiętam też sąsiedzkie turnieje w RIVER RAID, MOON
PATROL, BLUE MAX-a czy WORD KARATE CHAMPIONSHIP oraz DECATHLON . Były
to z reguły „gierki”, w które można było pograć szybko w
parę osób, na zmianę lub w parach „na dwa joysticki“. Z czasem
pojawiły się gry które samodzielnie przechodziłem w domowym
zaciszu i które wymuszały spędzanie nad grą paru dobrych chwil,
były to między innymi BOULDER DASH, ROBBO, FRED, MISJA czy HANSKLOSS. Jak widać były to zazwyczaj polskie produkcje, były
oczywiście ogrywane podobne zachodnie produkcje np. BASIL, JET SETWILLY, PRELIMINARY MONTY (czyli MONTEZUMA REVENGE), DONKEY KONG,
PITFALL czy ZORRO, ale w zasadzie oprócz ostatnich dwóch nie
pamiętam żeby któraś wciągnęła mnie tak, żeby ją skończyć.
Oczywiście gry wtedy były pisane zupełnie inaczej i nie wybaczały
błędów, tak bardzo jak te dzisiejsze :) a bycie posiadaczem
magnetofonu jako pamięci masowej do komputer i brak możliwości
zapisu powodował czasem zniechęcenie, gdy po utracie ostatniego
życia, trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Pamiętam też że
często, gdy gra na to oczywiście pozwalała, (gdy miała coś w
rodzaju pauzy) zostawiało się włączony komputer na noc, żeby nie
stracić tego co już się osiągnęło w grze i można było
kontynuować rozgrywkę rano. Czasem jednak spadek czy zanik napięcia
powodował, że znów trzeba było zaczynać grę od początku. Moim
ulubionym rodzajem gier były platformówki, ale również może
przez wspomniany symulator z salonu, gry w których jeździło się
samochodami (nie nazwał bym ich jednak symulatorami jazdy). Nie było
również na moją platformę sprzętową zbyt dużej ilości gier
tego typu. Znaleźć można było POLE POSITION, PIT STOP, czy
wspomniany wcześniej ROAD RACE (pełna nazwa to chyba nawet THE GREA
AMERICAN CROSS-COUNTRY ROAD RACE) która (według Wikipedii) polega
na nielegalnym wyścigu po USA, były to jednak raczej zręcznościówki
niż symulatory. Ale to również mogło mieć wpływ na mój
późniejszy ulubiony gatunek gier. Ale nie uprzedzajmy faktów. W
tym czasie również obok grania na ATARI miałem możliwość poznać
konkurencyjną platformę sprzętową, czyli COMMODORE 64 u mojego
ciotecznego brata, jak również wciąż miałem dostęp do
wspomnianego TIMEX-a 2048 u sąsiada mieszkającego na tym samym
piętrze w moim bloku.
Zazdrościłem
trochę wygodniejszego „wygrywania się” gier na COMMODORE z
cartridgem BLAKBOX, ale nigdy nie brakowało mi gier które były
dostępne wyłącznie na COMMODORE. Pierwszy problem udało się
rozwiązać dzięki popularnemu wtedy systemowi TURBO 2000, a z
czasem również czułem jakby większą satysfakcję że L.K AVALON
, ASF czy inni Polscy producenci gier upodobali sobie właśnie ATARI
jako główną platformę do pisania swoich produkcji. Z ich
produkcji zapomnę AD.2044 czy KLĄTWY, KULTU, MIECZY WALDGIRA,
których próżno szukać było na COMMODORE. To były ostanie już
chwile platform 8 bitowych, ale satysfakcja pozostała. Z czasem mój
brat zamienił swoje COMMODORE 64 na AMIGĘ, 500, a mi jako
„fanboyowi“ pozostały tylko marzenia o zamianie ATARI 65XE na
ATARI ST.
Amiga 500
ATARI ST
Szesnastobitowa
platforma otwierała zupełnie nowe możliwości w świecie gier, nie
tylko graficznie czy dźwiękowo, ale nawet w tak prozaicznej kwestii
jak wczytywanie gier z nowego wtedy nośnika 3,5 calowej dyskietki.
Odwiedzałem wtedy często ciotecznego brata, żeby móc pograć na
„ślicznotce“. Niestety ograniczone czasowo wizyty, nie pozwalały
mi za bardzo wejść w świat gier przygodowych, czy innych
pochłaniających długie godziny grania. Ograniczałem się do tych
w które można było pograć na szybko Super Frogg czy PinballDreams, Rainbow Island czy Jumping Jackson czy James Pond. Może
dlatego ominęły mnie takie tytuły jak Secret of Monkey Island,
Giana Sisters, Rick Dangerous, North and South, Lost Patrol, Gods,
Defender of the Crown, Flashback, Shadow of the Beast, Another World
czy inne tego typu gry, w które „zagrywał” się prze wiele
godzin wtedy mój brat cioteczny. Za to wciągnął mnie inny tytuł
z rodzaju tych moich ulubionych. Był to LOTUS TURBO CHALLENGE (w
zasadzie wszystkie trzy części) czyli znów zręcznościowa
„jeździałka“ samochodem (z bardzo dobrą muzyką ). Pamiętam
że nie miałem sobie, równych wśród braci i ciotecznego i
rodzonego z którymi urządzaliśmy sobie LOTUSOWE turnieje.
LOTUS TURBO CHALLENGE
Choć
wizyty u brata spędzane na graniu na AMIDZE często trwały nawet
kilka godzin, warunki nigdy nie pozwalały na wciągnięcie się w
jakiś poważniejszy scenariusz na przykład jakiejś gry
przygodowej. Najczęściej były to proste zręcznościówki czy
nieskomplikowane platformówki. Choć w domu, na posiadanym wciąż
ATARI, tak jak wspomniałem tego typu gry potrafiły mnie wciągnąć
nawet na klika godzin porządnego grania. Przykładem może być
polski MOZGPROCESOR który nie miał ani fajerwerków graficznych,
ale miał na tyle wciągającą fabułę, że potrafił przykuć mnie
do ekranu i klawiatury małego Atari na długie godziny. Oryginalną
tę grę dostałem (pewnie w ramach jakiejś wymiany „za coś“)
od sąsiada, który przez pomyłkę czy to w składaniu zamówienia,
czy przez niedopatrzenie dystrybutora, zamiast otrzymać grę na
swojego TIMEX-a dostał wersję na ATARI, więc i tak do niczego mu
się by nie przydała, a mi zapewniła długie godziny intelektualnej
rozrywki. Pamiętam, że był w niej też ciekawy mechanizm
zabezpieczenia. W pewnym momencie gra zatrzymywała się i kazała
wpisać jakiś konkretny wyraz (na przykład 3 wyraz w 10 linijce na
stronie 8) z instrukcji obsługi dołączonej do oryginalnej gry.
Oczywiście jeśli ktoś, oprócz skopiowania gry zkserował sobie
również instrukcję obsługi, całe zabezpieczenie brało w łeb,
ale to było chyba pierwsze z zabezpieczeń z jakimi się spotkałem
wtedy w programach komputerowych.
Kolejne
moje gry komputerowe związane były już z platformą PC. W czasie
zajęć z informatyki, poza pisaniem programów w LOGO, czy nauce
komend DOS-a, wolne chwile spędzałem grając w jakieś właśnie
DOS-owe gry. Często jako jeden z pierwszych wykonałem zadanie z
zajęć i w nagrodę mogłem sobie pograć na przykład w LEMMINGS
(1991) PRINCE of PRESIA (1989) czy GRAND PRIX CIRCUIT (z roku 1988).
Ta ostatnia to znów „jeździałka“ z tym że oponująca jednak
do kategorii symulatora. Jeździliśmy po torze bolidem F1, nie
pamiętam już dokładnie, czy można było sobie zmienić dowolnie
widok, czy ten z pozycji kierowcy był jedynym możliwym, ale
mieliśmy przed sobą kokpit z kierownicą i wskaźnikami
ograniczającymi całkiem dobrze widoczność na drogę, oraz dwa
lusterka po prawej i lewej stronie gdzie mogliśmy oglądać
zbliżających się do nas oponentów. Jak dla mnie jednak za dużo
było w tym jednak „symulatora“ niż „zręcznościówki“,
dlatego może tytuł mnie nie porywał. Pewnie znaczenie w tej grze
miało również to że grałem na czarno-białym monitorze i przy
grafice składających się z pixelowych kresek wypełnionych różnymi
rodzajami szarościami, nie do końca pozwalało się odnaleźć w
przestrzeni, gdy przypadkiem „wyleciało się z toru”.
Zresztą
aby „przejść” PRINCE of PERCIA również nie miałem
dostatecznej ilości czasu podczas zajęć, nawet tych dodatkowych, a
w domu nie miałem już niestety takiej możliwości żeby pograć w
ten tytuł. Zresztą w tym okresie fascynowało mnie zupełnie co
innego w komputerach, niż samo granie. Wolałem wgryzać się w
tematy programowania, czy obsługi systemów (w zasadzie DOS-a). Choć
te umiejętności, pozwalały mi niekiedy, znaleźć się na szczycie
wśród najlepszych graczy, jednak osiągałem to nie samą
rozgrywką, a modyfikacją odpowiedniego pliku w grze :) podmieniając
nazwę zwycięzcy na własną :)
U
mojego ciotecznego w tym czasie AMIGA ustąpiła miejsca PC-towi.
Pamiętam że był to oryginalny IBM (dokładnie taki jak na obrazku).
Ale mnie bardziej interesowało
jak zaprogramować pojawiające się logo IBM przy starcie systemu,
niż jakieś granie :) choć miałem wtedy grę, w którą lubiłem
pograć na tym sprzęcie. STUNTS czyli znów jeździliśmy
samochodem. Tradycyjnie też niewystarczająca ilość czasu przy
korzystaniu z nieswojego komputera znów ograniczały moje możliwości
w poznawaniu wciągających w fabułę tytułów, więc generalnie
grałem proste gierki i jedną z takich był właśnie STUNTS czy
seria TEST DRIVE.
Kolejne
10 lat od 1996 roku, choć niosące za sobą chyba najszybszy rozwój
i technologii video gier, pojawienie się prawdziwych konsol, grafiki
3D i wspierających ją kart graficznych, jak również samych gier w
zasadzie zupełnie mnie ominął. Z tego okresu utkwiło mi to w
pamięci, że gdy chodząc do kafejek internetowych widziałem
sieciowe potyczki w gry typu Doom-a, Quake-a, czy CS-a, ale sam jakoś
nigdy się w to nie „wkręciłem”. Zresztą do dziś w grze
bardziej interesuje mnie tryb Single Player niż Multi.
Tak
jak wspomniałem, rozwój technologii gier, konsole czy inne tego
typu media prawie całkowicie mnie ominął. Oczywiście sporadycznie
pojawiła się możliwość pogrania gdzieś na jakimś PC-ecie, czy
konsoli PEGASUS, ale sam byłem daleki od posiadania tego typu
sprzętu. Dopiero gdy stałem się użytkownikiem Laptopa mojej
ówczesnej dziewczyny (rok 2002) wcześniej jej stacjonarnego PC-ta
(2000) a potem swojego własnego blaszaka (rok 2005) zaczęły
pojawiać w Menu Start jakieś gry.
Oprócz
dwóch poważniejszych tytułów, które pamiętam czyli MAX PAIN II
czy MAFIA to były raczej proste niezabierające zbytnio czasu gry.
Pamiętam również RALLY CHAMPIONSHIP z trybem dzielonego ekranu i
głosem Krzysztofa Hołowczyca, który ostrzegał nas przed
zbliżającym się zakrętem. Ale wtedy również pojawił się
tytuł,a w zasadzie seria tytułów, które zmieniły mnie, z czasem,
w fana gier jak i samej marki NFS i Electronic Arts:)
Była
to seria NEED FOR SPEED i tu pojawia się EA GAMES CHALLEGE
EVERYTHING.
C.D.N.
W kolejnej części opowiem historię mojej ulubionej serii NFS i nie tylko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz