piątek, 17 marca 2017

Graczem od zawsze i EA Games Challenge Everything cz. 1

Graczem od zawsze i EA Games Challege Everything

Miałem zamiar rozdzieli te dwa tytuły i opisać każdy z nich i oddzielnie, ale myślę że na tyle bardzo się zazębiają, że postanowiłem jednak opisać te dwa „zjawiska“ razem.

GRACZEM OD ZAWSZE

Jedna z pierwszych gier nazwijmy ją „GRA VIDEO“, gdyż nie była to gra czysto komputerowa, jaką podpowiada mi moja pamięć, z którą pierwszy raz się to polska gra telewizyjna TVG-10 produkowana przez Wrocławskie Zakłady ELWRO, gdzie na ekranie telewizora przy pomocy obrotowych kontrolerów uderzało się kwadratową „piłeczkę“ prostokątnymi „paletkami“ . Był to zbiór kilku pochodnych gier tego typu, urozmaicony dodatkowo o pistoletowy kontroler, przy pomocy którego mogliśmy postrzelać do „latającego” po ekranie kwadratu. 


Gra Telewizyjna TVG-10



Taką grę miała moja ciocia z wujkiem mieszkający w Warszawie, którą to grę podczas spotkań rodzinnych wyciągano dla nas dzieci, zapewne żebyśmy się za bardzo nie nudzili, lub nie przeszkadzali podczas rozmów dorosłych przy stole.„Salonem gier“ z tego co pamiętam, była kuchnia, a super monitorem 12" telewizor turystyczny VELA

Pamiętam, że taka gra pojawiła się również u mnie w domu, nie na stałe, lecz była od kogoś pożyczona. 

Jeśli kogoś interesują wczesne gry telewizyjne i video znalazłem ciekawą stronę a to jest do niej link


Kolejną grą telewizyjną która pamiętam z czasów „przed-komputerowych” to „Gra w czołgi“. Nie pamiętam już dziś, ani producenta tego cuda, ani szczegółów technicznych, natomiast sama rozgrywka utkwiła mi dość głęboko w pamięci.

Tak jak wspomniałem, była to również gra telewizyjna, gdzie chodziło o wcześniejsze zniszczenie „czołgu“ przeciwnika, zanim on zniszczył nasz pojazd. Plansze do rozgrywki składały się, z różnego rodzaju przeszkód, za którymi można było się skryć i uniknąć pocisku przeciwnika. Jak już napisałem wcześniej, nie pamiętam, ani nazwy, czy chociażby producenta tego ustrojstwa, ale bardzo dobrze pamiętam kontrolery na „kręconych“ przewodach. 

W górnej części kontrolera znajdował się, taki jakby mały „joystick“, a poniżej spora ilość przycisków, prawie jak w ówczesnym kalkulatorze :)

Innym typem gier które pamiętam z dzieciństwa to tzw. „Ruskie jajeczka“ czyli „Nu Pagadi” i pochodne, typu „Kucharzyk“, „Ośmiornica“ czy „Wyścigi“.



Była to oczywiście produkowana przez radzieckie zakłady ELEKTORNIKA podróbka japońskich gier NINTENDO typu „Game & Watch” które zalały polski rynek pod koniec lat 80.
Ja, miałem pamiętam „Jajka“, a mój brat „Kucharzyka“, natomiast inne z tego rodzaju gier, pamiętam ze szkoły. To był istny „boom” na granie podczas przerw w szkole (dziś w zasadzie wygląda to podobnie tyle że dzieciaki używają smartfonów). Z perspektywy czasu to było pierwsze moje mobilne granie :) Telefony komórkowe i chociażby Nokio-wy „Wąż“ wtedy przecież jeszcze nie istniał :)
Pamiętam godziny spędzone nad ciekłokrystalicznym ekranem i łapanie jajek do koszyka, które staczały się z 4 kurzych grzęd na raz, przyspieszając przed każdym końcem złapanej pełnej setki jajek, a po 9 setce lecące jajka już nie zwalniały tempa dopóki licznik nie został „przekręcony” i by znów zacząć liczyć od zera.

Oj spędziło się dobrych parę chwil nad tą „gierką“.


Następne „cyfrowe“ gry z którymi miałem kontakt, to te w salonach gier. Pamiętam jak przed mój blok na osiedlu, przyjeżdżały różnego rodzaju „strzelnice“ czy „salony gier“ i tam za „metalowe“ monety, czy zakupione żetony, można było pograć na tradycyjnych fliperach, czy na automatach z grami typu "Pac Man", „Space Invaders“ czy „Donkey Kong“. Z całego osiedla schodziło się towarzystwo, spragnione cyfrowego grania. Ze względu na ograniczone fundusze, w tamtym okresie, zdecydowanie częściej byłem obserwatorem, rozgrywki innych, choć oczywiście zdarzało mi się „zainwestować“ żetony w jakąś grę. Nie miałem jakiś wybitnych osiągnięć i nieczęsto miałem okazję umieścić tzw. wpis (najczęściej składający się z 3 liter) na liście najlepszych. Częstą praktyką właściciela, było resetowanie automatu, a tym samym High Score-ów, co powodowało że zwycięzcy „poprzedniego dnia“ musieli od nowa udowadniać, że są tymi najlepszymi, a co za tym idzie ponownie ustanawiać swój rekord wrzucając kolejne monety czy żetony. 


Tak jak pisałem wcześniej, najczęściej „salony gier“ podjeżdżały pod mój blok, ale pamiętam jeden salon w moim mieście, który był salonem stacjonarnym. Był to niewielki blaszany pawilonik, w którym znajdowały się tradycyjne flipery i automaty takie jak wszędzie, natomiast był tam jeden automat, który u mnie wzbudzał szybsze bicie serca :) 

To symulator jazdy samochodem. Nie pamiętam niestety nazwy tej gry. Sama rozgrywka nie była skomplikowana, polegała na przejechaniu jak najdłuższego odcinka trasy, w określonym czasie, tak by nie uderzyć w „przydrożne“ barierki i wyrobić się na zakręcie. Ot cała filozofia gry, więc skąd to szybsze bicie serca? 

To nie był taki zwykły „pionowy“ automat z kierownicą. Oczywiście kontroler w postaci kierownicy był, wsiadało się do niego jednak jak do samochodu na fotel kierowcy, był pedał gazu i hamulca, lewarek do zmiany biegów, prawie zupełnie jak w standardowym samochodzie, ale pełni wrażeń dopełniało to, że podczas jazdy automat reagował na to co się dzieje w grze, czyli jeśli skręcaliśmy kierownicą, konstrukcja automatu przechylała nas siedzących w środku, podobnie chyba było z hamowaniem i przyspieszaniem, ale mogę się mylić. Doznawaliśmy wrażeń (oczywiście dobrze przerysowanych) jak byśmy jechali prawdziwym autem. To było coś czego wcześniej nigdzie nie widziałem. Zafascynowany tymi niecodziennymi wrażeniami, jeśli już, to właśnie w nim lokowałem swoje skromne wtedy fundusze. Pamiętam że jeszcze w czasie szkoły średniej czyli w latach 1991-96 stał ten „salon“ i zdarzało mi się czasem tam zajrzeć, gdy akurat nie udało mi się z jakiś niezależnych ode mnie zupełnie przyczyn, dotrzeć do szkoły :)

Kolejne gry to już czasy komputerów osobistych i wspomnianego na blogu „Od Atari do Macbook-a“ TIMEX 2048 u mojego sąsiada. 



Timex 2048

Niewiele tytułów pamiętam z tego okresy posiłkując się internetem znalazłem kilka których screeny utkwiły mi w pamięci. Były to między innymi: Chuckie Egg,(1984), Head Over Heels (1986), Jetpac (1983), Jet SetWilly (1984), Knight Lore (1984), Manic Minner (1983) Pyjamarama (1984), Saboteur (1986), Starquake (1985) czy Bomb Jack (1984). Dopiero gdy stałem się posiadaczem własnej ośmiobitowej platformy do gier w postaci ATARI 65 XE z magnetofonem pamiętam DIG-DUG-a , Ollie’s Follie’s, RIVER RAID, ROAD RACE, czy salonowy MOONPATROL. To były pierwsze moje ulubione gry. Ulubione bo wtedy jedyne posiadane :)


ATARI 65 XE z magnetofonem XC12

Pamiętam też sąsiedzkie turnieje w RIVER RAID, MOON PATROL, BLUE MAX-a czy WORD KARATE CHAMPIONSHIP oraz DECATHLON . Były to z reguły „gierki”, w które można było pograć szybko w parę osób, na zmianę lub w parach „na dwa joysticki“. Z czasem pojawiły się gry które samodzielnie przechodziłem w domowym zaciszu i które wymuszały spędzanie nad grą paru dobrych chwil, były to między innymi BOULDER DASH, ROBBO, FRED, MISJA czy HANSKLOSS. Jak widać były to zazwyczaj polskie produkcje, były oczywiście ogrywane podobne zachodnie produkcje np. BASIL, JET SETWILLY, PRELIMINARY MONTY (czyli MONTEZUMA REVENGE), DONKEY KONG, PITFALL czy ZORRO, ale w zasadzie oprócz ostatnich dwóch nie pamiętam żeby któraś wciągnęła mnie tak, żeby ją skończyć. Oczywiście gry wtedy były pisane zupełnie inaczej i nie wybaczały błędów, tak bardzo jak te dzisiejsze :) a bycie posiadaczem magnetofonu jako pamięci masowej do komputer i brak możliwości zapisu powodował czasem zniechęcenie, gdy po utracie ostatniego życia, trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Pamiętam też że często, gdy gra na to oczywiście pozwalała, (gdy miała coś w rodzaju pauzy) zostawiało się włączony komputer na noc, żeby nie stracić tego co już się osiągnęło w grze i można było kontynuować rozgrywkę rano. Czasem jednak spadek czy zanik napięcia powodował, że znów trzeba było zaczynać grę od początku. Moim ulubionym rodzajem gier były platformówki, ale również może przez wspomniany symulator z salonu, gry w których jeździło się samochodami (nie nazwał bym ich jednak symulatorami jazdy). Nie było również na moją platformę sprzętową zbyt dużej ilości gier tego typu. Znaleźć można było POLE POSITION, PIT STOP, czy wspomniany wcześniej ROAD RACE (pełna nazwa to chyba nawet THE GREA AMERICAN CROSS-COUNTRY ROAD RACE) która (według Wikipedii) polega na nielegalnym wyścigu po USA, były to jednak raczej zręcznościówki niż symulatory. Ale to również mogło mieć wpływ na mój późniejszy ulubiony gatunek gier. Ale nie uprzedzajmy faktów. W tym czasie również obok grania na ATARI miałem możliwość poznać konkurencyjną platformę sprzętową, czyli COMMODORE 64 u mojego ciotecznego brata, jak również wciąż miałem dostęp do wspomnianego TIMEX-a 2048 u sąsiada mieszkającego na tym samym piętrze w moim bloku.


Zazdrościłem trochę wygodniejszego „wygrywania się” gier na COMMODORE z cartridgem BLAKBOX, ale nigdy nie brakowało mi gier które były dostępne wyłącznie na COMMODORE. Pierwszy problem udało się rozwiązać dzięki popularnemu wtedy systemowi TURBO 2000, a z czasem również czułem jakby większą satysfakcję że L.K AVALON , ASF czy inni Polscy producenci gier upodobali sobie właśnie ATARI jako główną platformę do pisania swoich produkcji. Z ich produkcji zapomnę AD.2044 czy KLĄTWY, KULTU, MIECZY WALDGIRA, których próżno szukać było na COMMODORE. To były ostanie już chwile platform 8 bitowych, ale satysfakcja pozostała. Z czasem mój brat zamienił swoje COMMODORE 64 na AMIGĘ, 500, a mi jako „fanboyowi“ pozostały tylko marzenia o zamianie ATARI 65XE na ATARI ST.


Amiga 500




ATARI ST

Szesnastobitowa platforma otwierała zupełnie nowe możliwości w świecie gier, nie tylko graficznie czy dźwiękowo, ale nawet w tak prozaicznej kwestii jak wczytywanie gier z nowego wtedy nośnika 3,5 calowej dyskietki. Odwiedzałem wtedy często ciotecznego brata, żeby móc pograć na „ślicznotce“. Niestety ograniczone czasowo wizyty, nie pozwalały mi za bardzo wejść w świat gier przygodowych, czy innych pochłaniających długie godziny grania. Ograniczałem się do tych w które można było pograć na szybko Super Frogg czy PinballDreams, Rainbow Island czy Jumping Jackson czy James Pond. Może dlatego ominęły mnie takie tytuły jak Secret of Monkey Island, Giana Sisters, Rick Dangerous, North and South, Lost Patrol, Gods, Defender of the Crown, Flashback, Shadow of the Beast, Another World czy inne tego typu gry, w które „zagrywał” się prze wiele godzin wtedy mój brat cioteczny. Za to wciągnął mnie inny tytuł z rodzaju tych moich ulubionych. Był to LOTUS TURBO CHALLENGE (w zasadzie wszystkie trzy części) czyli znów zręcznościowa „jeździałka“ samochodem (z bardzo dobrą muzyką ). Pamiętam że nie miałem sobie, równych wśród braci i ciotecznego i rodzonego z którymi urządzaliśmy sobie LOTUSOWE turnieje.

LOTUS TURBO CHALLENGE

Choć wizyty u brata spędzane na graniu na AMIDZE często trwały nawet kilka godzin, warunki nigdy nie pozwalały na wciągnięcie się w jakiś poważniejszy scenariusz na przykład jakiejś gry przygodowej. Najczęściej były to proste zręcznościówki czy nieskomplikowane platformówki. Choć w domu, na posiadanym wciąż ATARI, tak jak wspomniałem tego typu gry potrafiły mnie wciągnąć nawet na klika godzin porządnego grania. Przykładem może być polski MOZGPROCESOR który nie miał ani fajerwerków graficznych, ale miał na tyle wciągającą fabułę, że potrafił przykuć mnie do ekranu i klawiatury małego Atari na długie godziny. Oryginalną tę grę dostałem (pewnie w ramach jakiejś wymiany „za coś“) od sąsiada, który przez pomyłkę czy to w składaniu zamówienia, czy przez niedopatrzenie dystrybutora, zamiast otrzymać grę na swojego TIMEX-a dostał wersję na ATARI, więc i tak do niczego mu się by nie przydała, a mi zapewniła długie godziny intelektualnej rozrywki. Pamiętam, że był w niej też ciekawy mechanizm zabezpieczenia. W pewnym momencie gra zatrzymywała się i kazała wpisać jakiś konkretny wyraz (na przykład 3 wyraz w 10 linijce na stronie 8) z instrukcji obsługi dołączonej do oryginalnej gry. Oczywiście jeśli ktoś, oprócz skopiowania gry zkserował sobie również instrukcję obsługi, całe zabezpieczenie brało w łeb, ale to było chyba pierwsze z zabezpieczeń z jakimi się spotkałem wtedy w programach komputerowych.

Kolejne moje gry komputerowe związane były już z platformą PC. W czasie zajęć z informatyki, poza pisaniem programów w LOGO, czy nauce komend DOS-a, wolne chwile spędzałem grając w jakieś właśnie DOS-owe gry. Często jako jeden z pierwszych wykonałem zadanie z zajęć i w nagrodę mogłem sobie pograć na przykład w LEMMINGS (1991) PRINCE of PRESIA (1989) czy GRAND PRIX CIRCUIT (z roku 1988). Ta ostatnia to znów „jeździałka“ z tym że oponująca jednak do kategorii symulatora. Jeździliśmy po torze bolidem F1, nie pamiętam już dokładnie, czy można było sobie zmienić dowolnie widok, czy ten z pozycji kierowcy był jedynym możliwym, ale mieliśmy przed sobą kokpit z kierownicą i wskaźnikami ograniczającymi całkiem dobrze widoczność na drogę, oraz dwa lusterka po prawej i lewej stronie gdzie mogliśmy oglądać zbliżających się do nas oponentów. Jak dla mnie jednak za dużo było w tym jednak „symulatora“ niż „zręcznościówki“, dlatego może tytuł mnie nie porywał. Pewnie znaczenie w tej grze miało również to że grałem na czarno-białym monitorze i przy grafice składających się z pixelowych kresek wypełnionych różnymi rodzajami szarościami, nie do końca pozwalało się odnaleźć w przestrzeni, gdy przypadkiem „wyleciało się z toru”.
Zresztą aby „przejść” PRINCE of PERCIA również nie miałem dostatecznej ilości czasu podczas zajęć, nawet tych dodatkowych, a w domu nie miałem już niestety takiej możliwości żeby pograć w ten tytuł. Zresztą w tym okresie fascynowało mnie zupełnie co innego w komputerach, niż samo granie. Wolałem wgryzać się w tematy programowania, czy obsługi systemów (w zasadzie DOS-a). Choć te umiejętności, pozwalały mi niekiedy, znaleźć się na szczycie wśród najlepszych graczy, jednak osiągałem to nie samą rozgrywką, a modyfikacją odpowiedniego pliku w grze :) podmieniając nazwę zwycięzcy na własną :)

U mojego ciotecznego w tym czasie AMIGA ustąpiła miejsca PC-towi. Pamiętam że był to oryginalny IBM (dokładnie taki jak na obrazku).





Ale mnie bardziej interesowało jak zaprogramować pojawiające się logo IBM przy starcie systemu, niż jakieś granie :) choć miałem wtedy grę, w którą lubiłem pograć na tym sprzęcie. STUNTS czyli znów jeździliśmy samochodem. Tradycyjnie też niewystarczająca ilość czasu przy korzystaniu z nieswojego komputera znów ograniczały moje możliwości w poznawaniu wciągających w fabułę tytułów, więc generalnie grałem proste gierki i jedną z takich był właśnie STUNTS czy seria TEST DRIVE.

Kolejne 10 lat od 1996 roku, choć niosące za sobą chyba najszybszy rozwój i technologii video gier, pojawienie się prawdziwych konsol, grafiki 3D i wspierających ją kart graficznych, jak również samych gier w zasadzie zupełnie mnie ominął. Z tego okresu utkwiło mi to w pamięci, że gdy chodząc do kafejek internetowych widziałem sieciowe potyczki w gry typu Doom-a, Quake-a, czy CS-a, ale sam jakoś nigdy się w to nie „wkręciłem”. Zresztą do dziś w grze bardziej interesuje mnie tryb Single Player niż Multi.

Tak jak wspomniałem, rozwój technologii gier, konsole czy inne tego typu media prawie całkowicie mnie ominął. Oczywiście sporadycznie pojawiła się możliwość pogrania gdzieś na jakimś PC-ecie, czy konsoli PEGASUS, ale sam byłem daleki od posiadania tego typu sprzętu. Dopiero gdy stałem się użytkownikiem Laptopa mojej ówczesnej dziewczyny (rok 2002) wcześniej jej stacjonarnego PC-ta (2000) a potem swojego własnego blaszaka (rok 2005) zaczęły pojawiać w Menu Start jakieś gry.

Oprócz dwóch poważniejszych tytułów, które pamiętam czyli MAX PAIN II czy MAFIA to były raczej proste niezabierające zbytnio czasu gry. Pamiętam również RALLY CHAMPIONSHIP z trybem dzielonego ekranu i głosem Krzysztofa Hołowczyca, który ostrzegał nas przed zbliżającym się zakrętem. Ale wtedy również pojawił się tytuł,a w zasadzie seria tytułów, które zmieniły mnie, z czasem, w fana gier jak i samej marki NFS i Electronic Arts:)
Była to seria NEED FOR SPEED i tu pojawia się EA GAMES CHALLEGE EVERYTHING.


C.D.N. 

W kolejnej części opowiem historię mojej ulubionej serii NFS i nie tylko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz