Prawdziwie
mój pierwszy PC.
Mój pierwszy PC-et pojawił się w roku 2003, skończyłem wtedy studia licencjackie i kontynuowałem naukę na studiach magisterskich. Przyznany mi wcześniej kredyt studencki, z racji kontynuowania nauki, został przedłużony na kolejne dwa lata i wtedy stwierdziłem że, to chyba będzie dobry moment, na zakup w końcu własnego komputera. Wybór był oczywisty, że będzie to stacjonarny "blaszany" PeCet z systemem Windows XP. Decyzja zapadła. Ponieważ, stacjonarny komputer w akademiku mojej dziewczyny, radził sobie już coraz gorzej, z powierzonymi mu zadaniami, ją również przekonałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie wymiana "parku maszynowego". Nasz wspólny
znajomy pracował wtedy w sklepie komputerowym, w moim mieście i
postanowiliśmy jemu zlecić złożenie dla nas komputerów. Oczywiście według mojej specyfikacji. Założenie było również takie, że będą to dwie identyczne maszyny, aby nie było ewentualnych problemów, ze sterownikami, czy innymi sytuacjami. Moglibyśmy wtedy też, bez problemu
uruchamiać własny system, wkładając swój dysk, do tego drugiego
komputera. Nie udało się może dokładnie zbudować takich samych maszyn,
ale w razie konieczności, założona procedura podmiany systemów
udałaby się bez problemu. Co prawda nigdy nie zdarzyła się taka
sytuacja, ale założenie według mnie, było słuszne :)
- Procesor: AMD Athlon XP 1800+
- Płyta główna: MSI KT-4V-AV
- Pamięć RAM: 256 MB
- Karta Graficzna: GeForce4 MX-440
- Karta TV+FM AVACS
- Dysk Twardy HDD: 80 GB
- Nagrywarka CD-RW
- Napęd: DVD ROM
- Stacja dyskietek :)
Faktura i gwarancja
Płyta z procesorem (zdjęcie oryginalne)
Całość zamontowana była w obudowie MIDI ATX CODEGEN (oryginalne zdjęcia poniżej). Obudowa drugiego komputera, nieznacznie tylko się różniła, ale była to również MIDI ATX firmy CODEGEN.
Obudowa drugiego komputera
Mój zestaw musiał być dodatkowo rozszerzony o monitor (HUNDAI ImageQuest V770+ monitor CRT 17") oraz myszkę i klawiaturę, które komputer dla Ewy odziedziczył po swoim "akademickim poprzedniku". Nie kupiłem natomiast "głośników multimedialnych", wykorzystując do tego celu, zestaw głośników posiadanej "wieży stereo", z czasem dopiero zamienioną na zestaw głośników CREATIVE 2.1 SBS 350
Monitor HUNDAI ImageQuest V770+ (zdjęcie oryginalne)
Pierwsze głośniki multimedialne
Komputery zostały „zaprojektowane“ z myślą o wszechstronnym
zastosowaniu i myślę, że jako tego typu multimedialne maszyny sprawdzały się
bardzo dobrze. O ile komputer mojej dziewczyny zmienił "poprzednika" w akademiku i pracował głównie on-line, o tyle mój pracował prawie wyłącznie off-line. Nie posiadałem w domu podłączenia do internetu, a komputer w założeniu zaprojektowany był również do produkcji muzycznej i edycji audio, abym mógł również "po godzinach" pracować w domowym zaciszu, z materiałem dźwiękowym rejestrowanym w naszym studio nagraniowym, o którym pisałem w poprzednich częściach. Do tego celu w komputerze zainstalowana została specjalna kieszeń na dysk, umożliwiająca wymianę danych pomiędzy komputerami w studio i w domu.
Mój nowy komputer wyśmienicie sprawdzał się w jeszcze innej dziedzinie, w obróbce VIDEO. Aby wyeliminować z ograniczonej przestrzeni mojego pokoju, jak i pokoju akademickiego mojej dziewczyny, telewizory (co prawda "turystyczne", ale oczywiście kineskopowe), projekt komputerów zakładał użycie tunera TV i FM w postaci karty rozszerzeń PCI. Oczywiście takie rozwiązanie posiadało jedną wadę. W czasie oglądania TV, na pełnym ekranie monitora, nie można było równolegle "pracować na komputerze" i o ile mi ten problem zupełnie nie przeszkadzał, o tyle w akademickich wieloosobowych pokojach był to dość spory problem (najczęściej pojawiał się podczas popołudniowych seriali), więc ostatecznie standardowy telewizor wrócił do łask, a sama karta tunera była używana bardzo rzadko, za to dużo częściej wykorzystywany był tuner radia FM.
Karta TV, oraz dołączone do niej oprogramowanie, oprócz oglądania programów telewizyjnych (również nagrywanie ich na dysku),
umożliwiało również, poprzez dodatkowe złącze (Composite VIDEO IN) zgrywanie materiałów video z analogowego źródła, czyli na przykład z kamery czy magnetowidu, do postaci cyfrowego pliku. Oprogramowanie umożliwiało również prostą edycję
zgranego materiału. Zgrywałem wtedy całkiem sporo materiałów video z koncertów ówczesnego mojego zespołu, pożyczoną od
znajomego kamerą SONY Video8, jak również nagrywałem dużo ciekawych
audycji telewizyjnych. Mam je do dziś, zapisane na płytach DVD-R, choć przy
dzisiejszym dostępie do YOUTUBE, czy innych tego typu
serwisów, gromadzenie takich materiałów troszkę się już zdewaluowało. Ale wtedy było zupełnie inaczej.
Pozostając jeszcze przy temacie VIDEO. Wtedy płyta DVD-R nie była
tak powszechna, a same nagrywarki płyt DVD również kosztowały całkiem spore pieniądze i w moim komputerze dopiero z czasem pojawił się taki napęd, początkowo zainstalowany był odtwarzacz DVD-ROM oraz nagrywarka CD-RW. Dlatego też komputer służył również do
przekodowywania płyt DVD z koncertami lub filmami, do popularnych wtedy formatów VCD czy SVCD, oraz wspomnianego już wcześniej DivX-a i zgrywanie ich
na płyty CD-R. Oczywiście odbywało się to kosztem jakość materiału, ale wtedy nikomu to nie przeszkadzało. Zresztą ostatecznie materiał oglądany był na 17" monitorze CRT :)
Z czasem nośnik DVD upowszechnił się, a cena nagrywarek spadła do akceptowalnego poziomu, a miejsce oprogramowania przekodowującego materiał formatu DVD na SVCD czy VCD pojawiło się takie, które umożliwiało zgranie materiału z dwuwarstwowych płyt DVD o pojemności 8,5 GB (DVD+DL, gdyż na takich najczęściej były wydawane koncerty czy filmy) na jednowarstwowe (DVD-R) o pojemności 4,7GB. Programy takie umożliwiały usunięcie "niepotrzebnych" wersji językowych, ścieżek dźwiękowych czy dodatkowych materiałów video, lub jeśli i to wciąż było "za dużo" na standardowy krążek 4,7 GB, delikatnie i w zasadzie niezauważalnie kompresowały video (takim programem był np. DVD Shrink).
Dzięki mojemu domowemu komputerowi,
nie byłem już tak bardzo „przywiązany“ do studia stworzonego w Domu Kultury i tak jak wspomniałem, mogłem „zabierać pracę do domu“, ale również zapisywać i tworzyć
własne pomysły poza murami studia. Wtedy też rozbudowałem system o zewnętrzny interfejs audio - USBAUDIOPHILE firmy M-AUDIO.
To był prosty i bardzo fajny dwukanałowy interfejs audio, do którego
producent dołożył, nieznane mi wtedy oprogramowanie, którego
używam w zasadzie do dziś czyli ABLETON LIVE wtedy w wersji chyba
czwartej (dziś używam w wersji 9 LITE) Z czasem "studio" w domu rozbudowałem o instrument klawiszowy typu Workstation - KORG TRITON w wersji LE i w ten sposób stałem się prawie całkowicie uniezależniony od studyjnego pomieszczenia. Większość pracy mogłem teraz swobodnie wykonywać w moim "domowym studiu".
Mój
stacjonarny PeCet oprócz zastosowania w produkcji muzycznej, czy
amatorskich „produkcjach filmowych“, służył również jako
maszyna game-ingowa. To przy tym komputerze właśnie spędzałem
niezliczone ilości godzin (z reguły nocnych) z grami z mojej ulubionej serii
Need For Speed (czy Mafii i Max Payne 2 (o czym pisałem na blogu w
cyklu „Graczem od zawsze i EA GAMES CHALLENGE EVERYTHING).
To był
komputer zaprojektowany jako komputer do wszystkiego (modne
określenie wtedy to komputer multimedialny) i w tej roli spełniał
się znakomicie.
Jedynie brak podłączenia do internetu w domu, potrafił mnie skutecznie odciągnąć od ekranu mojego komputera. Aby móc korzystać z internetu, musiałem udać się na spacer do miejskiej biblioteki, gdzie internet co prawda był darmowy, ale pewne ograniczenia w ilości dostępnych stanowisk czy czasu korzystania z komputera i tak w końcu kierowały mnie do płatnych kafejek internetowych. Na dłuższe "sesje internetowe" mogłem liczyć jedynie podczas powrotów ze swoich studiów, gdy zatrzymywałem się w akademiku u mojej dziewczyny i zdarzało się, że nawet na kilka dni (i nocy) potrafiłem przyłączyć się do "internetowego Matrix-u". Zabierałem ze sobą swój dysk twardy i zapisywałem na nim interesujące mnie rzeczy, zdobyte z zasobów sieci akademickiej, czy internetu, a po powrocie do domu już off-line mogłem na spokojnie je przeglądać. I tak do kolejnego wyjazdu :) Coraz większa ilość gromadzonych danych, oraz obawa przed uszkodzeniem mojego systemowego dysku komputera, doprowadziła do kupna kolejnego dysku twardego. Na jednym dysku miałem zainstalowany system i niezbędne aplikacje, oraz "Moje dokumenty", natomiast drugi dysk zainstalowany w kieszeni był dyskiem przenośnym i służył jako magazyn danych tymczasowych.
Komputer pracował w zasadzie bez przerwy :) jeśli nie nagrywał czy edytował dźwięku, zapewne renderował, lub kodował pliki video, jak również dostarczał rozrywki w postaci gier. Jedynie brak internetu był dla mnie trochę kłopotliwy, ale radziłem sobie z tym jak mogłem. W końcu los znów tak wszystkim pokierował, że nawet dostęp do internetu został "poprawiony". Ale o tym napiszę już w kolejnej części.
C.D.N.
Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń