czwartek, 6 lipca 2017

iPod - czyli moja historia słuchania muzyki


Wczoraj (5 lipca) moja dość skromna kolekcja iPod-ów powiększyła się o kolejny "eksponat" model A1136, czyli iPod classic 5generacji, a w ostatnim czasie trafił do mnie jeszcze iPod touch 1 generacji, oraz iPod Nano 3 generacji. Według mnie iPod to jeden z fajniejszych produktów Apple i myślę że porządnie przyczynił się do dzisiejszej pozycji firmy z Coupertino. Szkoda tylko, że jego czas już się skończył, a jego chwile są już w zasadzie policzone. Został niestety "skanibalizowany" przez iPhone-a, który jest numerem jeden firmy Apple i gdy tylko okaże się, że cyferki w rubryce iPoda w Numbers (raczej nie w Excelu) przestaną się podobać w firmie, iPod zniknie na zawsze. 


Postanowiłem podzielić się z wami historią moich iPod-ów, bo chyba stałem się fanem tego, już pewnego rodzaju, historycznego produktu firmy Apple, opisując całą moją drogę "mobilnego" słuchania muzyki (i nie tylko muzyki).

iPod, czyli moja historia słuchania muzyki. 


W domu rodzinnym, choć z tradycjami muzycznymi, nigdy nie było jakiegoś audiofilskiego podejścia do słuchania muzyki, bardziej konsumencki. Pierwszym urządzeniem jakie pamiętam to radiomagnetofon kasetowy "Grundig" MK2500, który to ja i mój brat wykorzystywaliśmy nie tylko do słuchania radia, czy nagrań z kaset, ale również jako "rejestratora audio", czy nawet "przesteru do gitary". 
ZRK MK2500 Grundig 


Tak to prawda, po podłączeniu do wejścia mikrofonowego radiomagnetofonu, sygnału z instrumentu mieliśmy niezłą ilość przesterowanych harmonicznych w głośniku urządzenia (zresztą na wyjściu słuchawkowym również). Pamiętam że oprócz tworzenia własnych "play list" nagrywanych z radia, słuchałem na nim również pierwszych "audiobooków". 
W bibliotece, w moim rodzinnym mieście był tak zwany dział zbiorów audio-wizualnych, gdzie oprócz winylowych płyt, były również nagrania na kasetach, a wśród nich były również wydawnictwa dla osób niewidomych i niedowidzących, tak zwane książki czytane. Pamiętam był tam dość pokaźny zestaw lektur szkolnych, co było już wtedy dużym ułatwieniem na "przeczytanie" zadanej lektury, jaki i książek "dla młodzieży", których  słuchałem już z nieprzymuszonym zainteresowaniem. 
Z wczesnego dzieciństwa pamiętam również nagrania bajek, w formie słuchowisk, często z piosenkami dla dzieci, które rodzice kupowali nam do słuchania. Choć przesłuchałem ich dość sporo, to w pamięci utkwiła mi najbardziej jedna pozycja - Przygody Robinsona Cruzoe bajka muzyczna(rok wydania 1979).
Z czasem bajki zostały zamienione na młodzieżowe hity nagrywane z radia, czy wypożyczane z biblioteki, wśród których były kasetowe wersje płyt niejakiego Jeana Michaela-Jarra: Oxygene (1976), Magnetic Fields(1981), Zoolok (1984) czy Randez-Vous (1986). To był czas, gdy równolegle ze szkołą podstawową, uczęszczałem do szkoły muzycznej i wraz z moim szkolnym kolegą z ławki, rozwijaliśmy pasję gry na instrumentach klawiszowych. A wiadomo że jak elektroniczne instrumenty klawiszowe, to i wspomniany Jean Michael Jarre. Graliśmy nawet razem kilka hitów tego artysty we własnych "keyboard-owch aranżacjach":) 

Po jakimś czasie w domu, za sprawą mojego brata pojawił gramofon UNITRA WG-902 "ARTUR" na płyty winylowe, który zakupił gramofon za pieniądze zebrane z Pierwszej Komunii. 

Z działu audiowizualnego biblioteki zaczęliśmy wypożyczać nagrania na tych dość nieporęcznych mobilnie nośnikach.
Słuchaliśmy w zasadzie wszystkiego co nam wpadło w ręce, choć głównym nurtem muzycznym, jakiego wtedy słuchałem była muzyka heavy metalowa :)) 
Pamiętam płyty (które zresztą mam do dziś) Exumer - Possessed by Fire (1986) czy Helloween - Keeper of the Seven Keys part 1 (1987) po którą w dniu premiery stałem w kilometrowej kolejce w Domu Książki, martwiąc się że Ci wszyscy ludzie przede mną, przyszli właśnie po to wydawnictwo i wykupią te kilka sztuk które trafiły do księgarni. Udało się jednak płytę zakupić. Zadowolony z wydanych pieniędzy (zresztą chyba nie małych wtedy), z płytą pod pachą, najszybciej jak to możliwe, wracałem do domu by móc przesłuchać zakupiony album.

Pamiętam też wyjazdy do Warszawy, gdzie obowiązkowymi punktami wycieczki były sklepy muzyczne (CHPM na placu Konstytucji czy ul. Andersa) oraz księgarnie (nieistniejący ODEON przy ul. Hożej 19 z działem nutowym) czy Dom Książki (skrzyżowanie obecnej al. Solidarności i al. Jana Pawła II) i prawie zawsze jeśli nie z jakąś "upatrzoną" książką, wracałem z winylową płytą.

O ile jeszcze radiomagnetofon MK 2500, na siłę, można było zakwalifikować do urządzeń mobilnych, gdyż po włożeniu 6 baterii R14, można było zabrać go ze sobą i choć rzadko, były takie przypadki, to gramofon był raczej tylko urządzeniem stacjonarnym. 

Pierwszym prawdziwie mobilnym urządzeniem do słuchania muzyki z jakim się zetknąłem był walkman rodzimej produkcji - UNITRA ZRK PS-101 KAJTEK.


W zasadzie był to walkman mojego brata, ale czasem pozwalał mi z niego korzystać. To właśnie on, bardziej ode mnie, nie mógł się obejść bez mobilnego słuchania muzyki.
Dla mnie chyba mobilność tych urządzeń nie była wystarczająco wtedy mobilna :)) i choć patrząc z perspektywy czasu, to ja w zasadzie miałem więcej sytuacji, żeby mieć "muzykę w uszach" to właśnie brat, częściej sięgał po tego rodzaju technologię która umożliwiała mu słuchanie muzyki wszędzie.

Postęp technologiczny kiedyś nie był tak spektakularny jak dziś i nie przynosił co pół roku jakiejś innowacyjnej technologii, jednak jeśli już następował to zmieniał prawie wszystko i tak było w przypadku płyty CD
Pamiętam, że w bibliotece pojawiła się wypożyczalnia płyt CD, a potem we wspomnianym dziale audio-wizualnym, oprócz możliwości wypożyczenia płyty, można było ją również zgrać na kasetę magnetofonową. Często sam korzystałem z tej opcji kiedy jeszcze nie miałem własnego odtwarzacza CD. 

Pierwszy odtwarzacz CD "w dotyku" poznałem przez znajomego mojej Mamy z pracy. Mama pracowała w ZURiT (to chyba skrót od Zakład Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych) dziś byśmy go nazwali Serwisem Audio-Video :) i tam często również praktykowałem poznawanie technologii elektronicznej (choć w zasadzie wtedy tylko analogowej). Jak wspomniałem jeden z pracowników ZURiT-u pokazał mi taki odtwarzacz i jedyną płytę jaką miał - jakiś album CC Catch :) Tak na marginesie i odbiegając zupełnie od tematu, to również on po raz pierwszy pokazał mi magnetowid VHS.

Mój, a w zasadzie nasz (wspólny mój i brata) pierwszy odtwarzacz płyt CD pojawił się w domu jakąś chwilę później. Pamiętam że poszliśmy z Tatą kupić go w ówczesnej BALTONIE :) Był to w zasadzie zestaw HI-FI w postaci zintegrowanego zestawu dwukasetowego radiomagnetofonu z odtwarzaczem CD i z odłączanymi głośnikami firmy YOKO. Niespotykanym wcześniej przeze mnie rozwiązaniem, było to, że odtwarzacz CD nie miał wysuwającej się tacki, a uchylną kieszeń do której wkładało się płytę, tak samo jak kasetę do magnetofonu. 
Ten prosty zestaw audio nie powalał dźwiękiem i można było go porównać na przykład do zestawu typu ZWM Lubartow RM 820S "Condor", niż do modułowych wież firmy UNITRA czy DIORA, ale pozwolił poznać wiele muzyki na płytach CD. 
Pierwsze nasze płyty CD to jakaś "muzyka poważna", oraz jakiś singiel DEPECHE MODE z piosenką World in My Eyes pochodzącą z albumu Violator :)
Dostęp do płyt CD zapewniała wspomniana biblioteka i choć wypożyczenie krążka CD kosztowało, były to raczej symbolicznie kwoty, a przy ówczesnych cenach płyt CD, był to minimalny koszt dający możliwości posłuchania nagrań w cyfrowej jakości. Wypożyczenie płyty z tego co pamiętam odbywało się na dość krótki okres czasu, dzień czy dwa, ale możliwość zgrania sobie płyty na kasetę, już wtedy w warunkach domowych, pozwalał dokładnie zapoznać się z albumem danego wykonawcy i oczywiście tak przygotowany materiał można było zabrać wszędzie ze sobą w walkmanie.

Z czasem wysłużony "KAJTEK" odszedł w zapomnienie, a jego miejsce zajął (oczywiście również zakupiony przez brata) walkman PANASONIC z auto-rewersem, więc nie trzeba było przekładać kasety na drugą stronę, tylko słuchać muzyki nieprzerwanie. Nie pamiętałem niestety dokładnie modelu tego urządzenia i typowałem inny model niż był w rzeczywistości. Po konsultacji z bratem okazało się że był to jednak model: RQ-P260 (a ja typowałem RQ-P266 z dodatkowym korektorem).


Ten sprzęt również wypożyczałem od brata, najczęściej, na wyjazdy zagraniczne, gdzie 20 godzinne podróże autokarem mijały jakoś przyjemniej, a zarobione tam pieniądze bardzo często przeznaczane były na zakup właśnie płyt CD. Ze Szwajcarii, bo tam najczęściej wyjeżdżałem przywoziłem płyty, które były mało osiągalne wtedy w naszym kraju. W Polsce pamiętam dwa miejsca które utkwiły mi w pamięci, w których zaopatrywałem się w płyty CD. Była to wspomniana już wcześniej księgarnia ODEON w Warszawie, do której najczęściej udawałem się gdy odwiedzałem stolicę, jak również sklep (wtedy wysyłkowy) MULTIKULTI PROJECT (zresztą działający do dziś). Nie wiem w jaki sposób trafiliśmy z bratem na ten sklep, prawdopodobnie z ogłoszenia w jakimś piśmie branżowym "Jazz Forum" czy "Muzyk", ale pamiętam, że przysyłali nam całkiem pokaźnych rozmiarów katalog swoich wydawnictw płytowych (i kasetowych chyba też) z którego mogliśmy zamawiać płyty (telefonicznie). Wspomniany katalog był wtedy również pewnego rodzaju zbiorem dyskografi danego wykonawcy. Płyty były jak na nasze (moje i brata) możliwości nie tanie :) ale pamiętam że chętnie wydawaliśmy zaoszczędzone pieniądze, żeby stać się posiadaczem upragnionej płyty CD. 

Jeśli chodzi o walkmany (i to właśnie z auto-reversem) z tamtego okresu pamiętam pewien technologiczny "patent", który wykorzystywała moja koleżanka z technikum podczas sprawdzianów. Polegał on na tym, że nagrywała sobie w domu na magnetofonie "audiobooka" z tematami sprawdzianów i używała walkmana do audio "ściągania" podczas klasówek. Miała długie włosy, które idealnie maskowały małą słuchawkę w uchu i kabelek "idący" pod sweter czy bluzkę :) a dzięki auto-rewersowi nie trzeba było przekładać kasety, aby znaleźć miejsce na taśmie z odpowiedzią na konkretny temat :) Ciekawe jaki pomysł miała by  przy dzisiejszym możliwościach technologicznych. 

W końcu w mobilnym słuchaniu nastąpił również cyfrowy przełom, gdyż brat zakupił sobie discmana, był to jeśli dobrze pamiętam PHILIPS model AX 2000 i teraz wszystkie kolekcjonowane latami płyty można było słuchać w zasadzie wszędzie. 




Z czasem technologia pozwoliła również na kopiowanie płyt CD i choć ówczesne odtwarzacze miały często problem z "czytaniem" nietłoczonych a wypalanych płyt, to z tego co pamiętam, jeśli wypaliło się na dobrym nośniku, to discman radził sobie zaskakująco dobrze z tego rodzaju płytami.
Skutkiem tego, płyty CD straciły swój niepowtarzalny "urok i czar" i coraz częściej na półce zaczęły się pojawiać pudełka z nic nieznaczącymi napisami EMTEC, BASF, czy VERBATIM
Discman miał "zaszytą" fajną technologię - System E.S.P. Shockproof (Electronic Skip Protection), była to w zasadzie pamięć RAM, taki 12 sekundowy bufor dla danych audio, więc nie straszne mu były wstrząsy podczas spacerów. Z tego co pamietam z tego powodu  używaliśmy czasem discmana do grania w zespole z "pół-playbackami", bez obawy o nieoczekiwaną przerwę czy przeskok płyty. Discman okazuje się, że był na tyle solidną konstrukcją (dowiedziałem się od brata), że wciąż działa i znakomicie odtwarza płyty do dnia dzisiejszego.

Do odsłuchiwania płyt, oprócz domowej "wieży" YOKO, mieliśmy do dyspozycji nasze Studio Nagraniowe (o którym pisałem wcześniej na blogu w cyklu - "Jak to się zaczęło? Czyli odAtari do Macbooka") w którym oprócz bardzo dobrego jakościowo odsłuchu  (wzmacniacz NAD seria chyba 304 i kolumny Spirit Absolute Zero) mieliśmy również możliwość kopiowania płyt pożyczanych, czy to od znajomych, czy z biblioteki na studyjnym PC-cie. 

Kolejnym gwoździem do trumny dla płyty CD stał się upowszechniony wtedy (lata 90 XX wieku) w internecie format MP3, który choć dziś po 22 latach jest już w zasadzie podobno martwy, to jednak wiele on zmienił w kwestii muzyki.

Mnie oczywiście również nie ominął ten trend :) i dopiero wtedy odczułem że słuchanie może być w końcu mobilne. Oczywiście odtwarzacze mp3 nie były jeszcze (przynajmniej w Polsce) tak powszechne, ale to wtedy zakupiłem sobie pierwsze "urządzenie mobilne" do słuchania muzyki "everywhere". Był to co prawda discman, ale taki, który umożliwiał odtwarzanie nagranych na płycie CD, plików mp3. W końcu nie trzeba było nosić, oraz co równie ważne, przekładać płyt, aby móc posłuchać swoich ulubionych artystów. Można było stworzyć sobie własną play listę, czy to całych albumów danego artysty, czy ulubionych pojedynczych utworów, aby móc słuchać tego czego się chce. 

Choć wyraźnie czuć było, że empetrójka, nawet przy wysokich bitrate-ach to nie jest jakość audio CD, mimo to możliwość "upchnięcia" kilku albumów na jednym nośniku miało swoje zalety. 
Podróże pociągiem, które dość często wtedy odbywałem, były z muzyką "w uszach" zdecydowanie bardziej przyjemniejsze :) A jakość dźwięku w podróży miała zdecydowanie mniejsze znaczenie.

Pamiętam również z tego okresu, inne tego typu rozwiązanie, czyli walkmana SONY MD na płyty MINI DISC, który również oferował degradację jakości kosztem ilości i zapis na małych płytkach MD w tzw. LP (Long Play) który to umożliwiał nagranie nawet 4 krotnie więcej materiału audio niż przy zapisie w SP (Standard Play).

Moja biblioteka "danych mp3" rozrastała się strasznie szybko, zajmując coraz więcej przestrzeni na dyskach komputera, z których tworzyłem sobie kompilację do discmana, ostatecznie przeniosłem mp3-ki na płyty najpierw CD, a potem gdy format płyt DVD upowszechnił się, również na tego typu nośnik. Mam zresztą ten zbiór do dziś :) Posiadam całe dyskografie zespołów, jednak okazuje się, że są tam zbiory, które nigdy nie zostały odtworzone. Po części przyczyna tkwiła w ilości danych niedodprzesłuchania, a po części również i sprawą firmy Apple muzyka stała się powszechnie dostępna w internecie. W Polsce oczywiście jeszcze jakiś czas musieliśmy na to poczekać, ale już dało się zauważyć trend odtwarzaczy mp3 i małych słuchawek wbitych w uszy coraz większej ilości mijanych ludzi na ulicach. 

Pierwszy odtwarzacz mp3 (ma go do dziś) został zakupiony z potrzeby chwili. W 2007 roku pojechałem pracować do Anglii i żeby czas w pracy (i po pracy również) mijał szybciej i przyjemniej, zakupiłem sobie jednej z najtańszych i najprostszych odtwarzaczy mp3 firmy TECHNIKA. Sprawdzał się również w podczas weekendowych "spacerów". Od miejsca w którym mieszkałem do większego miasteczka było ok. 6 km i często zamiast wybrać autobus, wolałem przejść się godzinkę z muzyką na uszach. Urządzenie miało 256 MB pamięci, co pozwalało zapisać ograniczoną ilość albumów, a okazało się w zasadzie zaletą, gdyż w końcu wróciłem do słuchania płyt od początku do końca, jak kiedyś, w czasach popularności czy płyt Winylowych czy potem płyt CD. Z dostępem do internetu też w tedy w Anglii nie było łatwo, więc możliwość zdobycia czegoś dobrego do posłuchania była trochę ograniczona. Przed wyjazdem zabrałem ze sobą pewną ilość płyt DVD z mojej biblioteki "danych mp3" i sukcesywnie wrzucałem sobie albumy do posłuchania w odtwarzaczu. 


Odtwarzacz Mp3 - TECHNIKA

Kolejne lata to czas szybkiego rozwoju telefonów komórkowych, które powszechnie umożliwiały odtwarzanie plików mp3, oczywiście na początku w ograniczonej ilości, ale z czasem dzięki kartom SD czy micro SD, można było trzymać już całkiem pokaźną ilość muzyki w telefonach. 

Ja również zacząłem używać w wtedy telefonu jako walkmana, a moim pierwszym telefonem który to umożliwiał była NOKIA 5200 Xpress Music, telefon który w założeniu miał być odtwarzaczem mp3 z funkcją telefonu (więcej informacji na temat moich telefonów można znaleźć w części mojego blogu zatytułowanej - "Od Motoroli do iPhone"). 



Przeprowadziłem się wtedy do Warszawy i "podróżując" komunikacją miejską, dzień w dzień, do pracy przez pół miasta, możliwość włączenia sobie czegoś "w uszy" była bardzo dobrą sprawą. Oprócz muzyki zacząłem wtedy słuchać również audiobooków, chłonąc w ten sposób książki jedna po drugiej. Takie rozwiązanie czyli słuchanie muzyki z telefonu było wygodne, jednak powodowało że bateria telefonu "kończyła" się szybciej niż bym sobie tego życzył. Co prawda na to również wpływało oglądane po raz pierwszy filmów, na ekranie telefonu :) no ale zawsze jest coś za coś.

Mój brat z racji używania wtedy telefonów "z poprzedniej" epoki, miał inne rozwiązanie problemu mobilnego słuchania. Wciąż miał oczywiście discmana (zresztą tego swojego pierwszego PHILIPS-a, który odtwarzał tylko płyty audio), ale pojawił się u niego jeszcze odtwarzacz plików audio firmy z Coupertino. 



Miał małego iPoda Shuffle 2 generacji. Brat już wcześniej był zafascynowany produktami tej firmy i kiedy ja, wciąż tkwiłem na Windows-ach, on do pracy z dźwiękiem zaczął używać najpierw "kolorowego" iMaca G3, a z czasem Mac-a Mini jeszcze na procesorze Power PC G4. Miał chyba jeszcze epizod z blaszakiem pod Windows-em (zresztą przyczyniłem się do tego projektując wydajnego PeCeta do produkcji muzycznych), ale w końcu i tak rozwiązanie problemów, przy pracy z dźwiękiem zakończył (przynajmniej na jakiś czas) czarny Macbook na Intelu. 
Oczywiście słyszałem już wtedy o firmie i produktach Apple, ale jakoś wciąż do mnie "nie przemawiały", podobnie jak ich pierwszy telefon. Byłem wierny Nokii i PC-tom z Windowsem. Mały iPod też nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, choć mały i poręczny, to wymagał dodatkowego oprogramowania. Nie można było sobie wrzucić mp3-ki tak po prostu i słuchać. Jakoś nie widziałem wtedy w tym sensu, oczywiście z czasem się to zmieniło, ale wtedy myślałem zupełnie inaczej.

Ale zanim pojawił się mój pierwszy iPod minęło jeszcze sporo czasu. Wciąż używałem telefonu do tego celu choć coraz mniej słuchałem muzyki a coraz więcej audiobooków. Kolejne moje modele Nokii czyli E65 i 5800 Xpress Music dawały mi taką możliwość. 

Kolejny etap to już telefony i komputery z właściwym logiem na obudowie. Tak z logiem nadgryzionego jabłka. To przez brata oczywiście stałem się ich fanem. Pierwszy pojawił się Macbook i jak to mawiają..... życie stało się prostsze i łatwiejsze. Potem jeden po drugim iPhone-y, których z racji "zaimplementowanego" w nimi iPoda używałem do słuchania muzyki i audiobook-ów

Choć iPhone pozwalał mi na swobodne słuchanie muzyki, ilość zajmowanego miejsca w nim przez aplikacje, czy inne rzeczy powodowała, że zawsze musiałem wybrać, czego akurat chcę posłuchać i to podsunęło mi pomysł, że chciałbym mieć takie urządzenie w którym mógłbym mieć swoją bibliotekę ulubionych płyt i nie musieć wybierać, czego akurat dziś chciałbym posłuchać. 
Wybór był w zasadzie prosty, urządzeniem które sprostałoby temu zadaniu był jedynie iPod Classic z dyskiem 160 GB czyli iPod 6 generacji :) Znalazłem i zakupiłem na OLX takie urządzenie w nieodstraszającej jeszcze cenie. Okazało się że atrakcyjna cena była prawdopodobnie podyktowana "ukrytą wadą" urządzenia, które najpierw nie chciało się "przystosować" do nowego użytkownika, a potem miało jakiś problem z dyskiem.
Sprzedałem ze stratą finansową, ale i tak starczyło jeszcze na podobny model tyle że z mniejszym 80 GB-towym dyskiem.



iPoda używam do dziś, choć w trochę inny sposób niż planowałem początkowo. 
Swojego pierwszego Macbooka Pro w którym miałem pokaźnych rozmiarów bibliotekę ulubionych płyt i z nim synchronizowałem iPoda, w końcu sprzedałem i choć dysk z muzyką został, to w nowo zakupionym Macbook-u Pro nie było ani miejsca, ani potrzeby  na przeniesienie tych wszystkich "danych audio". 
Do "celów multimedialnych" jak i synchronizowania iPoda (a w zasadzie iPodów) kupiłem specjalnie na tę okazję Maca Mini i w nim trzymam moje ulubione płyty, które w zasadzie i tak synchronizuję wybiórczo. Powodem jest oczywiście dostęp do muzyki strumieniowanej przez Apple Music, czy wcześniej Spotify, ale odkryłem nowe przeznaczenie iPoda. Słucham z niego najczęściej podcastów. Na multimedialnym Macu Mini subskrybuje całkiem pokaźną ich ilość. Oczywiście mam dostęp do tych podcastów przez chmurę w moim iPhonie 7, ale wolę tak "oldschoolowo" przy pomocy tradycyjnych słuchawek z kablem (nie bluetooth-owych) posłuchać sobie podcastów z iPoda.
Jakoś to jest naturalne ich środowisko: iPod + Podcast. A druga sprawa to taka że bateria iPhonie starcza wtedy na dłużej :)

W iPodzie trzymam też kopię swojej "pracy na wyjazdy" i czuję się wtedy bezpieczniej, gdyby coś nieprzewidzianego stało się z moim głównym narzędziem, czyli z Macbook-iem. Mam też oczywiście kopię w chmurze i na płytach audio oraz w iPadzie.
Z czasem okazało się że choć iPod Classic ma tą zaletę, że posiada pojemny dysk, to jednak do słuchania podcastów jest to raczej przerost formy nad treścią :) wystarczyłby w zupełności jakiś mały iPod Shuffle :) i tak się też stało, zakupiłem na OLX małego Shuffle 4 generacji.



Historia zresztą podobna do tej z Classic-iem, najpierw trafiłem na uszkodzony w atrakcyjnej cenie, ale w końcu kupiłem "malucha" w bardzo dobrym stanie i w niego "wrzucam" oczywiście wybrane, już podcasty które przesłuchuję w zasadzie w ciągu tygodnia i znów uzupełniam iPoda o kolejnymi odcinkami. Oczywiście kosztem rozmiaru mamy w Shuffle-u utrudnioną nawigację, ze względu na brak wyświetlacza, zatem kolejnym pomysłem na zakupi był iPod Nano 3 generacji. 



Śliczny jest ten iPod. Kształtem przypomina Classic-a, a poręcznością zbliżony jest do Shuffle-a, według mnie brakuje mu jedynie tego Shuffle-wego klipsa do przypinania i byłby iPodem idealnym, choć znalazłem rozwiązanie i tego problemu. Jeszcze przy Classic-u zakupiłem Apple-owego przewodowego pilota do iPodów, z klipsem do przypinania jak w Shuffle-ach. Co prawda ze wspomnianym Classic-iem nie działały wszystkie funkcje, ale te podstawowe (Play, Stop, Previous i Next) działały, więc można było mieć iPoda głęboko w kieszeni, a pilota gdzieś przypiętego.


Z iPodem Nano 3 gen. działa wszytko, łącznie ze złączem słuchawkowym, umieszczonym w tym pilocie, więc jest to dokładnie takie rozwiązanie jakie sobie wymyśliłem. 

Co do iPoda Nano to nie jest jedyny iPod w mojej "kolekcji" z tej rodziny. Wcześniej zaraz po Classic-u zakupiłem iPoda Nano 5 generacji mojej żonie, aby mogła odtwarzać z niego muzykę na szkolnych apelach, gdzie zawsze był jakiś problem z "komputerem do muzyki". 



Niestety żona nie przekonała się do tego pomysłu i pogodziła się już z niespodziankami które pojawiają się podczas pracy z komputerami. W iPod-zie Nano 5 generacji jako ciekawostkę wspomnę tylko,  że jako pierwszy iPod w historii dostał jeszcze jedną ciekawą funkcję, która odróżniała go od pozostałych iPodów - Radio. Nie radio internetowe, lecz  posiada wbudowany zwyczajny tuner FM

Zapomniałem również wspomnieć że moja kolekcja posiada również iPoda Touch 16GB pierwszej generacji. Nie został on kupiony w jakimś konkretnym celu, a bardziej już z pobudek "kolekcjonerskich" i jak widzę ten trend się utrzymuje :) 


Coraz częściej łapię się na tym, że przeglądam portale aukcyjne i ogłoszeniowe w poszukiwaniu kolejnego iPoda do kolekcji :)





Tak jak napisałem we wstępie wczoraj zakupiłem czarnego iPoda Classic 5 generacji  z dyskiem o pojemności 80 GB, a dziś znalazłem na OLX iPod-a Shuffle pierwszej generacji w oryginalnym pudełku, ale niestety już się sprzedał :( Jakiś kolejny kolekcjoner stał się jego posiadaczem. Ciekawe jaki kolejny iPod dołączy do mojej kolekcji. 

Myślę że pokazany 23 października 2001 roku na Apple Special Event przez Steve-a iPod, był dla firmy Apple tym, czym ostatnimi laty jest iPhone. Był produktem który zmienił kierunek postrzegania muzyki na codzień. Choć już wcześniej na rynku było wiele tego typu urządzeń innych firm, to iPod stał się synonimem przenośnego odtwarzacza, to on stał się tym urządzeniem które masowo przeniosło muzykę słuchaną w domu, na ulicę. Oczywiście i iTunes Store miał w tym swój niebagatelny udział, ale to iPod jako urządzenie był głównym elementem napędowym.


iPod najpierw był wielkości talii kart i stawał się najpierw coraz mniejszym i cieńszym urządzeniem, by w końcu dostać dotykowy ekran i stać się iPhone-m bez funkcji telefonu :) co prawda w założeniach ten rodzaj iPoda, miał być przenośną konsolą do grania mobilnego, ale to również był pierwszy krok do powolnego końca iPod-a. 
Po co komu taki "upośledzony funkcyjnie" brat iPhone-a. Co prawda różne modele Shuffle widzę jeszcze nieraz przypięte do sportowych ubrań "osiedlowych" biegaczy, czy iPod-a Nano leżącego na bieżni w siłowni, ale to też za chwilę się skończy dzięki Apple Watch-owi i słuchawkom AirPods. To już niestety jest droga w jedną stronę i tak jak pisałem czas iPoda jest już w zasadzie policzony. Kiedy u Tima Cooka w komputerze w Numbers zaczną się pokazywać liczby ujemne, zapewne zapadnie decyzja o końcu iPoda. 

Szkoda ale.... wszystko się zmienia i choć czasem wracają pewne mody i trendy to tego nieuniknionego końca iPod-a nic już nie jest w stanie powstrzymać. 





Dziś w komputerze mam dostęp do muzyki on-line, lubię jednak posłuchać nagrań z  winylowej czarnej płyty kręcącej się na tradycyjnym gramofonie (mam  AKAI-a AP-Q310), gdzie "czuć" że, ten analogowo zapisany dźwięk, jest zupełnie inny w odbiorze, od tego cyfrowego. I choć mam w kieszeni zawsze ze sobą iPhone-a, z dostępem do nieskończonej biblioteki muzycznej, to jednak wychodząc z domu zabieram ze sobą iPoda, by z niego posłuchać czy to muzyki, audiobooka czy podcastu. Tak jest fajniej. Ktoś powie że oldschool-owo czy hipstersko. Może? Dla mnie po prostu jest fajnie. 
Myślę również, że kolekcja moich iPodów z czasem będzie się raczej powiększać, niż pomniejszać i tak też będzie po prostu fajniej.


5 lipca 2017



Na powiększenie kolekcji nie trzeba było długo czekać, dziś drogą kupna nabyłem przez OLX kolejnego iPoda Touch, tym razem jest to iPod Touch 3 generacji. Może gdy zbiorę już po kilka modeli z jednej "rodziny", zrobię jakieś porównanie tych wszystkich modeli i opiszę wrażenie z codziennego użytkowania każdego z iPod-ów.




Ipod Touch (po lewej 3 gen. po prawej 1 gen.)

1 komentarz:

  1. iPody to były świetne urzadzenia. Sama marka jaka jest Apple ma w sobie coś co sprawia że ich produkty chce mieć każdy. Niestety dziś odtwardacze mp3 zostały "pożarte" przez smartfony (podobnie jak aparaty, pagery itp), a szkoda bo fajnie posłuchać muzyki na urządzeniu specjalnie do tego przeznaczonym (sam uzywam Walkmana ale poluje na iPoda Classic 1G)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń